- Na pewno zabrakło nam bramki w pierwszej połowie - twierdził trener. - Gdybyśmy strzelili wtedy gola, to ten meczy inaczej nam by się ułożył, Arka musiałaby zagrać jeszcze bardziej ofensywnie i wtedy mielibyśmy więcej miejsca na to, by stwarzać więcej sytuacji. Natomiast wtedy, gdy wynik utrzymuje się bezbramkowy, nie ulega wątpliwości, że dla Arki byłby to korzystny rezultat. Zespół gospodarzy się cofa, bo do końca nie zostało zbyt wiele czasu i wszystko się rozstrzyga po stałym fragmencie gry. Tak jak już wcześniej wspomniałem, gdybyśmy wcześniej strzelili bramkę, mecz byłby dla nas spokojniejszy. - Jak duży wpływ na grę miał brak Piotra Gizy? Wykazał się pan dużą cierpliwością, patrząc na grę Marcina Mięciela. Dlaczego zmiana nastąpiła tak późno? - Tak, brak Piotrka Gizy to poważny ubytek, nie mógł przyjechać do Gdyni z powodu odniesionej kontuzji. Natomiast wydaje mi się, że Mięciel grał na tyle, ile mógł. Jest on zawodnikiem, który zwykle wypracowuje wiele sytuacji podbramkowych, dzisiaj akurat nie miał ich za wiele. Znam Adriana Paluchowskiego [to on wszedł za Mięciela - red.], sugeruję się czasem tym, że strzelał bramki, na przykład z Zagłębiem Lubin, to znaczy, że ten chłopak powinien wypłynąć już na szerokie wody. W tym sezonie i tak gra dużo więcej, również z powodu kontuzji Chinyama czy Grzelaka. Wprowadzamy go po prostu "spokojnie", nie od razu żeby grał całe 90 minut, tak samo robiliśmy z Rybusem czy Borysiukiem. Taka jest kolej rzeczy. Jeśli by się nie układało tak dobrze, jak w pierwszym spotkaniu z Zagłębiem, to mielibyśmy do niego jakieś pretensje, ale wydaje mi się, że zawodnik jest zadowolony z tego co wnosi do naszej drużyny. - Widać było, że zespołowi momentami brakowało kondycji. Czy te trzy spotkania w ciągu tego tygodnia są odczuwalne? - Nie zauważyłem zmęczenia u moich zawodników. Dążyliśmy do tego, aby strzelić bramkę, przeważaliśmy praktycznie cały czas. W takiej sytuacji, kiedy drużyna przeciwna broni się dużą ilością zawodników, nie jest łatwo stworzyć sytuacje podbramkowe.