Jodłowca raczej rzadko dopadają kontuzje, ale w meczu z Lechem, w którym dominowała walka fizyczna o uraz wcale nie było tak trudno. Przekonał się o tym choćby obrońca Lecha Tamas Kadar, który po starciu z Arturem Jędrzejczykiem doznał urazu stawu skokowego i jest niemal przesądzone, że w swojej reprezentacji nie zagra. - Jedno starcie było nieprzyjemne, ale czuję się dobrze i jestem gotowy do następnego meczu - zapewniał Jodłowiec. Tym następnym będzie środowe starcie w Serbią, znów w Poznaniu. Aby zapewnić większy komfort gry, Lech wymienił większą część murawy na swoim stadionie. Ta nowa podobała się piłkarzowi Legii. - Na pewno jest lepsza, choć trochę się odrywa. Nie sprawia jednak kłopotów - mówił Jodłowiec. O samym spotkaniu z Lechem pomocnik lidera Ekstraklasy nie rozwodził się zbyt długo. - Lech długo się przygotowywał, chciał wygrać za wszelką cenę, by jeszcze liczyć się w walce o tytuł, ale myślę, że po tej pierwszej sytuacji dla rywali kontrolowaliśmy już grę. Dobrze to wszystko wyglądało w obronie, przesuwaliśmy się, broniliśmy strefą. Jak wychodziliśmy do przodu, to stwarzaliśmy sytuacje. Myślę, że dobrze zagraliśmy taktycznie jako cała drużyna - opowiadał Jodłowiec. Doświadczony piłkarz Legii był spokojny o to, jak na Inea Stadionie poradzi sobie Kasper Hamalainen, który wrócił na Bułgarską już po drugiej stronie barykady. Jesienią reprezentował bowiem "Kolejorza". - Poznałem Hamę dość dobrze, wiedziałem, że poradzi sobie z presją. Dał dobrą zmianę, a ja życzyłem mu, by nawet bramkę strzelił. Na koniec jeden z dziennikarzy zapytał Jodłowca, jak długo będzie trwało świętowanie po zwycięstwie na terenie mistrza Polski. - Jakie świętowanie? - machnął ręką piłkarz Legii i sobie poszedł. Andrzej Grupa