Większość fanów mistrzów Polski, którzy w czwartek staną przed sądem, jest oskarżonych o czynną napaść na funkcjonariuszy madryckiej policji. W związku z wtorkowymi wydarzeniami przedstawiciele Legii zapowiedzieli wprowadzenie zmian w organizacji wyjazdów. "Te incydenty oznaczają koniec kibicowskich wyjazdów zagranicznych na mecze europejskie w dotychczasowej formie" - napisał na Twitterze dyrektor warszawskiego klubu ds. kontaktu z mediami Seweryn Dmowski. Więcej szczegółów ma przekazać zaraz po wylądowaniu na Okęciu, gdzie około godz. 18 zorganizowane zostanie spotkanie z przedstawicielami mediów. To najprawdopodobniej utrudni albo wręcz uniemożliwi wielu osobom wyjazd na zagraniczne mecze. Kibice będą mogli próbować indywidualnie kupić bilety, ale w praktyce odpada wyjazd w dużej zorganizowanej grupie. Te nowe zasady mają obowiązywać już w trackie najbliższego meczu wyjazdowego z Borussią Dortmund. Legia najpewniej zamówi najwyżej 100 biletów. Na niespełna godzinę przed rozpoczęciem meczu fani "Wojskowych" starli się z policją tuż przed stadionem Santiago Bernabeu. Policja oddała strzały ostrzegawcze po tym, jak kibice Legii próbowali wedrzeć się na stadion bez biletów lub wnieść niedozwolone przedmioty. Nie były to jedyne gorszące zajścia z udziałem kibiców z Polski. We wtorek przed południem policja zatrzymała w Madrycie trzy osoby. Postawiono im zarzuty zakłócania porządku, wandalizmu, próby kradzieży oraz ataku na dwie kelnerki. Pod stadionem kilku fanów "Wojskowych" starło się także z jednym ze sprzedawców, który miał przed Bernabeu swoje stoisko. Mężczyzna miał całą twarz we krwi. W efekcie wtorkowych starć z policją pod stadionem Realu rannych zostało osiem osób, a dwunastu chuliganów z Warszawy aresztowano. Wprawdzie większość hiszpańskich mediów twierdzi, że głównymi sprawcami zamieszek pod stadionem są Polacy, ale fani Legii, z którymi rozmawiała PAP, nie zgadzają się z zarzutami. Uważają, że policja na koniach oraz funkcjonariusze oddziału szybkiego reagowania stale prowokowali adeptów stołecznego klubu na odcinku pomiędzy stadionem a znajdującą się po drugiej stronie ulicy restauracją Jose Luis. Winią też hiszpańskie media. - Od kilku dni dziennikarze w Hiszpanii karmią swoich widzów informacjami o "najniebezpieczniejszych na świecie kibicach Legii. Niepotrzebnie podkręcano w ten sposób atmosferę i wysyłano nadmierną liczbę funkcjonariuszy do rzekomej ochrony meczu - powiedział PAP Marek, kibic Legii. Menedżer madryckiego lokalu potwierdził, że goście z Warszawy słusznie mogli czuć się rozdrażnieni nadmierną obecnością policji i przesadzonymi, jego zdaniem, środkami ostrożności. - Zupełnie nie rozumiem dlaczego skierowano tu tylu funkcjonariuszy. Fani Legii nie stwarzali zagrożenia ani dla porządku publicznego tutejszego osiedla, ani tym bardziej dla naszej restauracji. Wielu z nich zamawiało u nas posiłki i napoje, w tym alkohol, ale nie zachowywali się w sposób agresywny - powiedział Omar Gonzalez, menedżer restauracji Jose Luis. Jak przyznał, nie pamięta aby tak dużą liczbę funkcjonariuszy policja wysłała kiedykolwiek w pobliże Santiago Bernabeu. - Uważam, że przesadzono nieco ze środkami bezpieczeństwa. Nawet podczas derbów w Madrycie, kiedy przybywają tu bardzo groźni kibice miejscowego Atletico, aparat bezpieczeństwa nie jest tak rozbudowany. Kibice lokalnego rywala Realu stanowią zdecydowanie większe zagrożenie dla ładu publicznego niż kibice z Warszawy - zaznaczył Gonzalez. Według hiszpańskich mediów policja skierowała do zapewnienia bezpieczeństwa podczas meczu Real-Legia ponad 2000 funkcjonariuszy, czyli o ponad 500 więcej niż na El Clasico z FC Barceloną.