- Przed takimi meczami zawsze czuje się presje, nikogo nie trzeba dodatkowo motywować - mówił trener Górnika Ryszard Wieczorek. Widać było, że obie drużyny czują przed sobą respekt. Górnika po raz pierwszy poprowadzili trener Wieczorek i kapitan Jerzy Brzęczek. Debiutantem był także Maris Smirnovs, którego zabrzanie potwierdzili do gry dopiero w piątek. W kilku sytuacjach widać było brak zgrania Łotysza. Smirnovs zastąpił pauzującego za kartki Tomasza Hajtę. W wyjściowym składzie zabrzan było zaledwie czterech zawodników z rundy wiosennej poprzedniego sezonu. Trener Wieczorek postawił na Tomasza Laskowskiego, zostawiając w rezerwie Mateusza Sławika. To - jak się okazało - miało swoje konsekwencje. Pierwsza bramka dla Legii padła po błędzie bramkarza Górnika, druga po jego faulu w polu karnym na Bartłomieju Grzelaku. - Długo dyskutowaliśmy z trenerem odpowiedzialnym za bramkarzy (Piotrem Wojdygą) o obsadzie bramki. Uznaliśmy, że Laskowski jest w lepszej formie. Zdarzyły mu się dwa błędy, mocno je przeżywa w szatni - tłumaczył po spotkaniu trener Górnika Wieczorek. Górnika "dobił" kapitalnym strzałem Edson, ustalając końcowy wynik. Na tle Górnika Legia wypadła bardzo dobrze. Była zespołem dojrzalszym, akcje legionistów były szybsze, przemyślane. - Z mieszanymi uczuciami przyjeżdżałem na ten stadion - mówił zadowolony z gry i wyniku swojego zespołu Jan Urban. - Tutaj spędziłem przecież cudowne chwile. Teraz mam inną rolę. Przed piłkarzami jeszcze dużo pracy. Przed spotkaniem atrakcją miały być skoki spadochronowe. Niestety, jeden ze skoczków zamiast na murawie wylądował w ... sektorze kibiców. Niefortunnego skoczka musiano przewieźć do szpitala, ucierpiał także kibic. Leszek Jaźwiecki