Kliknij, by przejść do relacji na żywo z meczu Legia Warszawa - CracoviaRelacja na żywo na urządzenia mobilne Przed meczem wszystko było gotowe na to, że to właśnie dziś Legia zapewni sobie mistrzostwo Polski. Już kilka dni wcześniej w porozumieniu z władzami miasta zaplanowano miejsce i scenariusz fety. Wokół Łazienkowskiej było więcej niż zwykle wozów policyjnych. Wzmożone kontrole, kordony służb porządkowych. Na stadionie każdy (nie było kibiców gości) żył w atmosferze oczekiwania na przypieczętowanie tytułu. Nikt nie wierzył w potknięcie lidera. Przed wyjściem na murawę piłkarzy spiker uprzedził, że zgodnie z obecnymi przepisami, najpierw wyjdzie zespół gości i żeby "wstrzymać się z powitaniem mistrza Polski". Gdy na boisko wbiegli legioniści rozległo się gromkie: "Legia mistrz". Tylko w pierwszych minutach spotkania gospodarze wzbudzali obawy, że mogą swoim kibicom zapewnić nerwowy wieczór. Grali zachowawczo i dali się wciągnąć w nastawioną na przepychanki taktykę Cracovii. Ale tylko na moment. Rozkręcali się jednak z minuty na minutę, widząc że zespół Michała Probierza spuścił z tonu w porównaniu z, wygranym 3-0, wtorkowym spotkaniem Pucharu Polski. W 23. minucie Paweł Wszołek wrzucił piłkę w pole karne. Tomas Pekhart znajdował się tam, gdzie powinien. Czech idealnie wyczuł to podanie i uprzedził spóźnionego bramkarza Cracovii Lucasa Hroszszo. Była to ósma asysta Wszołka w tym sezonie i piąty gol Pekharta. Od tego momentu wszystko stało się jasne. Jeśli wynik się utrzyma Legia sięgnie po tytuł bez względu na niedzielne wyniki Piasta i Lecha. Bezpieczny był nawet remis. Gospodarze grali swobodniej. Gol Pekharta wyraźnie ich rozluźnił i dodał wiary w siebie. Gdyby do przerwy Legia prowadziła 3-0 nie byłoby to wcale niesprawiedliwe. Lider grał tak jak wtedy gdy rozbijał na Łazienkowskiej Wisłę, Górnika, Arkę, Koronę. Brakowało podobnej skuteczności. Słupek po uderzeniu Luisa Rochy z wolnego, obronione przez Hroszszo strzały Domagoja Antolicza i - w sytuacji sam na sam - Pekharta, pudło Waleriana Gwilii - uzbierało się tych okazji dla legionistów. Po przerwie czekający na koronację mistrz Polski nie angażował się tak bardzo jak w końcówce pierwszej połowy. Cracovia atakowała rzadziej, ale bardzo groźnie. Mecz zrobił się wyrównany. Najpierw niezłej okazji dla Legii nie wykorzystał Paweł Wszołek. Strzał 28-letniego pomocnika zablokował słowacki bramkarz Cracovii, a piłka po dobitce Luquinhasa wyleciała w trybuny. Chwilę później Cracovia odpowiedział kąśliwym strzałem Lopesa. Wyciągnięty do granic możliwości Radosław Cierzniak wygrał ten pojedynek.