"Jak pech, to pech. Na pewne rzeczy człowiek nie ma niestety wpływu. Drużyna zaczęła wygrywać mecz za meczem, ja czułem się świetnie i wreszcie mogłem trenować na sto procent swoich możliwości. Teraz na nowo muszę rozpocząć walkę o powrót na boisko" - powiedział zawodnik Legii Warszawa, cytowany przez "Przegląd Sportowy", który kontuzji nabawił się podczas piątkowego meczu z Cracovią.. "Wstępna diagnoza nie była znowu najgorsza. Zrobiono mi rentgen i chociaż kość okazała się pęknięta, lekarze nie stwierdzili złamania z przemieszczeniem. Ucieszyło mnie to, bo w tej sytuacji nie była konieczna żadna operacja. Założono mi gips i mogłem pojechać do domu" - tłumaczy "Szałach". Potem okazało się jednak, że przerwa będzie długa. "Za 6-8 tygodni mam rozpocząć rehabilitację. W rundzie jesiennej na pewno już nie zagram, ale mam nadzieję, że wiosną dojdę do siebie i pomogę kolegom w walce o mistrzostwo Polski" - stwierdził. Szałachowski nie ma pretensji do Pawła Nowaka, po starciu z którym doznał urazu. "W ferworze wali dzieją się różne rzeczy. W tej sytuacji było zdecydowanie więcej pecha niż złośliwości ze strony tego, który mnie faulował" - powiedział.