- Futbol jest czasami przewidywalny. Real miał wygrać z Legią - i wygrał. Ale kibice na Santiago Bernabeu rozpoczynali mecz ze strachem na twarzach. Najpierw z powodu przyjazdu ultrasów Legii - "ludzi", w cudzysłowie, którzy rzucają cień na piłkę nożną. A potem przez kilka pierwszych minut spotkania. Real za bardzo zasłuchał się w hymn Ligi Mistrzów, chodził z głową w chmurach - napisał internetowy serwis gazety "Marca". Także relacjonujący to spotkanie dla uefa.com Joseph Walker nie dopatrzył się dominacji gospodarzy. - To tyle. Zadanie wykonane, trzy punkty, ale wynik 5-1 przypisuje Realowi trochę za duże zasługi. Legia przyjechała tu z jasnym planem gry, a drużyna Zinedine'a Zidane'a grała efektownie w ofensywie, ale za bardzo odsłoniła się w obronie - ocenił. Jeszcze bardziej dosadnie niedostatki w defensywach obu drużyn skomentował "As". - Rezerwowi Lucas Vazquez i Alvaro Morata obudzili Real w meczu bez defensyw. Zmierzyły się dwa zespoły grające do przodu, bez tyłu, a taki scenariusz zawsze sprzyja ekipom, które mają w składzie lepszych piłkarzy - napisano. Nieco inaczej o spotkaniu wypowiedzieli się dziennikarze agencji EFE, którzy uznali je za "pogrom bez naciskania na pedał gazu". -To był idealny dzień, żeby zaspokoić głód bramek, poprawić statystyki i bilans goli, aby objąć pozycję lidera. Na Santiago Bernabeu przyjechał "kopciuszek", dla którego marzeniem było wejście na madryckie koloseum. Różnica poziomów spowodowała beztroskę w defensywie gospodarzy. Żaden rywal w dzisiejszych czasach tego nie wybacza i Legia szybko stworzyła sobie trzy szanse, ale z każdym kolejnym atakiem Real się rozpędzał i bramki były tylko kwestią czasu - analizowano. Legia pozostała na ostatnim miejscu w tabeli bez punktu i z bilansem bramek 1-13. W drugim wtorkowym spotkaniu tej grupy Borussia Dortmund pokonała na wyjeździe Sporting Lizbona 2-1 i jest liderem z siedmioma punktami. Real ma tyle samo, a zespół z Portugalii zgromadził trzy.