Przy Łazienkowskiej kibice zobaczyli bardzo słabe widowisko. Jedynym emocjonującym momentem była seria "jedenastek". Podopieczni Jana Urbana wygrali ją 8:7, jedynym zawodnikiem, który się pomylił był Pesir. Jeśli kibice Legii spodziewali się, że ich ulubieńcy w Pucharze Polski pójdą za ciosem, po niedzielnym zwycięstwie nad Wisłą Kraków 2:1 w hicie ekstraklasy, to się srodze pomylili. Urban postanowił dać odpocząć Takesure'owi Chinyamie, a bohater spotkania z "Białą Gwiazdą" Bartłomiej Grzelak pojawił się na murawie dopiero w 68. minucie i okazało się, że warszawianie nie mają siły ognia. W pierwszej połowie pod bramką gości było groźnie jedynie po strzałach Marcina Smolińskiego. Im mecz trwał dłużej, tym było jednak gorzej. Pewne ożywienie wprowadziło wejście Macieja Iwańskiego, ale i tak nie uchroniło ono Legii przed dogrywką. Pod jej koniec wyśmienitą sytuację miał Maciej Rybus, ale nie trafił w bramkę z pięciu metrów. Z kolei Jagiellonia, która na Łazienkowską przyjechała w rezerwowym składzie, starała się od czasu do czasu przeprowadzić jakąś kontrę, ale też bez efektu. Po słabych 120 minutach przyszedł czas na rzuty karne. Piłkarze wykonywali je bardzo dobrze, pomylił się tylko Pesir nie trafiając w bramkę. Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 0:0, po karnych 8:7 Legia Warszawa: Skaba - Rzeźniczak, Choto, Astiz, Kiełbowicz - Smoliński, Giza, Roger, Ekwueme (75. Iwański) - Rocki (68. Rybus), Arruabarena (68. Grzelak). Jagiellonia Białystok: Łatka, Pacan, Thiago, Alexis - Dzienis, Everton, Falkowski (97. Niedziela), Renusz (71. Hermes) - Kojasević (110. Fidziukiewicz), Pesir. Sędziował Jarosław Żyro (Bydgoszcz). Żółte kartki:Dickson Choto, Jagiellonia - Everton, Thiago Cionek, Michał Fidziukiewicz. Widzów 1000.