Czesław Michniewicz na pomeczowej konferencji przyznał, że "kamień spadł mu z serca, bo Legia wreszcie zagra w fazie grupowej europejskich pucharów". Na razie ma zapewniony udział w Lidze Konferencji, ale wciąż walczy jeszcze o Ligę Mistrzów i Ligę Europy. Kolejnym jej rywalem będzie już za tydzień mistrz Chorwacji Dinamo Zagrzeb. - Legia byłą lepsza w obu meczach z Florą i zrobiła co do niej należało - ocenił Kowalski. - Te mecze to taki powrót do normalności. Legia powinna zawsze być lepsza od mistrza Estonii. To nie była miazga. Wygrała bo była minimalnie, a nie zdecydowanie lepsza. Można jednak na to przymknąć oko, bo to dopiero początek sezonu - dodał dziennikarz "Polsatu Sport". Styl jest mniej ważny niż sam awans do kolejnej rundy. Równie ważne jest, że Legia już zapewniła sobie 2,8 mln euro za awans do fazy grupowej Ligi Konferencji. Pozwoli spiąć budżet na ten sezon. - Wiadomo już, że Legia może być spokojna. Swoje już na pewno zarobi. Kibice też będą zadowoleni, bo cała jesień będą oglądać mecze z zagranicznymi rywalami. Plan minimum został zrobiony. Do dwumeczu z Dinamem Legia nie przystępuje jako faworyt. Presja będzie mniejsza niż przy dwóch pierwszych rywalach, więc może gra będzie ładniejsza nim w meczach z Florą - przypuszcza Szczepanik. O słabszej postawie w dwumeczu z Florą zdaniem naszych ekspertów zadecydowała w dużej mierze kontuzja, której na samym początku pierwszego meczu doznał Bartosz Kapustka. - To piłkarz potrafiący wejść między kilku graczy, potrafiący rozegrać piłkę. Jego brak był widoczny. Josue może przydać się drużynie. To ciekawy zawodnik, ale to nie jest taki sam piłkarz co Kapustka, choć gra na podobne pozycji. Linia pomocy wyglądała inaczej i gra Legii nie była tak efektowna, jak w meczach z Bodo/Glimt - powiedział Kowalski. - Bez Kapustki słabiej sobie poczynał także Luquinhas, który z nim się świetnie rozumie. Obaj wymieniali ze sobą bardzo dużo podań, pokazywali się sobie, podawali do siebie. Zanim Legia znajdzie nowy pomysł na ofensywę, to minie jeszcze trochę czasu. Do klubu powinien trafić nowy środkowy pomocnik, a najlepiej dwóch. Josue bardzo mi się podobał, bo pokazał, że nie jest tylko skupiony na ofensywie, ale umie także pracować w defensywie i wspomagać obronę - dodał Szczepanik. Artur Boruc na boisku przedrzeźniał Josipa Juranovicia. Wcześniej miał też do niego pretensje podczas meczu z Bodo/Glimt. Być może obaj piłkarze się nie lubią. - Może trzeba go było sprowadzić na ziemię, bo ostatnio zrobił się wielką gwiazdą, a w takich meczach trzeba pracować - przypuszcza Szczepanik. - Ja pamiętam, jak Artur Boruc w trakcie meczu z Litwą w Gdańsku miał scysję z Robertem Lewandowskim. Do przerwy przegrywaliśmy 0:1 i kapitan powiedział "chłopaki gramy dalej, konsekwentnie, to co trener nakreślił i będzie dobrze". Na co Boruc mu przerwał i powiedział: "Jak to grajcie to co do tej pory? Gramy beznadziejnie.". Inne jego słowa podobno nie nadawały się do cytowania. Artur Boruc to wciąż świetny bramkarz mimo czterdziestki na karku, ale też piłkarz, którzy może wpłynąć na drużynę mentalnie. Wstrząsnąć nią. Odnoszę wrażenie, że w Legii tego brakowało przez bardzo długi czas. Za kadencji Aleksandra Vukoviucia i jeszcze wcześniej. Takiego kogoś z charyzmą, kto by tym towarzystwem potrząsnął - powiedział Kowalski. AszNajnowsze informacje z igrzysk olimpijskich - <a href="https://sport.interia.pl/raporty/raport-tokio-2020/aktualnosci?utm_source=raport&utm_medium=raport&utm_campaign=raport" target="_blank">Sprawdź</a>Nowy program o Ekstraklasie - <a href="https://sport.interia.pl/raporty/raport-studio-ekstraklasa/aktualnosci?utm_source=esatekst&utm_medium=esatekst&utm_campaign=esatekst">Oglądaj w każdy poniedziałek o 20:00!</a>