Wyniki, tabela, statystyki Ekstraklasy - TUTAJ Piast w niczym nie przypominał drużyny, która przyjechała na Łazienkowską ograć Legię i zdobyć tytuł mistrza Polski. Zespół Radoslava Latala praktycznie ani razu nie zagroził poważnie bramce Arkadiusza Malarza. A Legia? W niedzielne popołudnie bardziej przypominała rozpędzoną maszynę do wygrywania znaną ze spotkania z Cracovią niż bandę niedorajdów, którą oglądaliśmy przeciwko Zagłębiu Lubin. Od pierwszego gwizdka sędziego widać było, że gole dla Legii są tylko kwestią czasu. Piast cofnął się do obrony, ale od razu rzucało się w oczy, że defensywa gliwiczan nie stanowi monolitu. Z tego właśnie powodu padły dwie bramki dla gospodarzy. Najpierw po krótko rozegranym rzucie rożnym piłkę sprytnie zgrał Kasper Hamalainen, a Igor Lewczuk na spółkę z Arturem Jędrzejczykiem pokonali Jakuba Szmatułę. Tego gola bramkarz Piasta przyjął jeszcze ze spokojem, ale przy drugim ostro zrugał swoich kolegów z defensywy. Nie ma się co dziwić. Obrońcy Piasta nawet nie próbowali atakować stojącego na linii pola karnego Guilherme. Brazylijczyk może nie rozgrywa najlepszego sezonu w karierze, ale takie prezenty potrafi wykorzystać. "Gui" uderzył mocno w długi róg i nie dał najmniejszych szans Szmatule. Po zmianie stron Legia oddała nieco pola Piastowi i nastawiła się na kontrataki. Już pierwszy z nich dał wojskowym gola. Tym razem na ustach kibiców, którzy do ostatniego miejsca wypełnili stadion przy Łazienkowskiej, był Kasper Hamalainen. Fin wskoczył do pierwszego składu pod nieobecność kontuzjowanego Aleksandara Prijovicia. I w pełni wykorzystał swoją szansę. Nie dość, że strzelił trzeciego gola, to jeszcze jego błyskotliwe zagranie umożliwiło Lewczukowi i Jędrzejczykowi zdobycie pierwszej bramki.