Ekstraklasa - wyniki, tabela, strzelcy Klasyk w dobie pandemii. Puste trybuny, jedna z drużyn osłabiona przez Covid-19, ale poziom sportowy został zachowany, a emocji nie zabrakło. W drużynie mistrzów Polski spustoszenia dokonał koronawirus. Najskuteczniejszy piłkarz Ekstraklasy Tomas Pekhart przez tydzień nie trenował, kilka godzin przed klasykiem dowiedział się, że wynik drugiego testu dał wynik negatywny. Nie znalazł się nawet w kadrze meczowej. Z powodu izolacji albo zakażenia nie mogli zagrać: Domagoj Antolić Michał Karbownik, Bartosz Slisz. Cała trójka to podstawowi zawodnicy stołecznego klubu. Struktura drużyny Legii została naruszona. W pierwszej połowie ci, co mieli pociągnąć drużynę do zwycięstwa zawiedli. Joael Valencia przegrywał większość pojedynków biegowych z Alanem Czerwińskim, był bezużyteczny. Czesław Michniewicz zmienił go w przerwie. Valerian Gvilia jeden z najważniejszych piłkarzy poprzedniego sezonu mógł sprawić, by to Legia wyszła na prowadzenie a nie Lech. Zmarnował dwie świetne okazje. Zastępujący Pekharta Maciej Rosołek musi się jeszcze sporo nauczyć. Rok temu w swoim debiucie ligowym właśnie z Lechem strzelił gola. Teraz nawet nie doszedł do strzeleckiej sytuacji. Piłkarze Lecha może są przemęczeni, co widać było na przykładzie Jakuba Kamińskiego, który zszedł z boiska po 32. minutach z powodu kontuzji mięśniowej, ale dzięki udanym w występom w Europie weszli na wyższy poziom. Pokazali to w pierwszej połowie. Póki starczyło im sił grali ładnie, świetnie współpracowali ze sobą, z łatwością wypracowywali sobie przewagę. Bramkę zdobyli właśnie w takim momencie, kiedy zdecydowanie przejęli inicjatywę. Wejście w pole karne Dani Ramireza, ogranie Artura Jędrzejczyka i naciskany przez Pedro Tibę Josip Juranović chcąc wybić piłkę skierował ją do własnej bramki. Lech może mieć do siebie pretensje, że w pierwszej części gry, gdy Legia była słaba i nie była w stanie nic zrobić w ofensywie, nie podwyższył prowadzenia. Po przerwie na boisko wyszła inna Legia - bardziej zmotywowana. Mistrzowie Polski przystąpili do odrabiania straty. Pierwszą, świetną okazję zmarnował Paweł Wszołek. Widać było, że mistrzowie Polski grają szybciej, częściej wygrywali pojedynki jeden na jeden. Do remisu doprowadził piłkarz, po którym nikt się tego nie spodziewał - wprowadzony za Rosołka Kacper Skibicki. 19-letni pięknym strzałem z 16 metrów zakończył akcję Wszołka. Piłka przeszła po rękach Filipa Bednarka. Zrobił się mecz na miarę klasyku - dynamiczny, w którym obie drużyny nie oszczędzały się i grały do końca o zwycięstwo. Dwa razy z opresji legionistów ratował Artur Boruc. Kontrataku Legii nie wykorzystali Wszołek i Rafael Lopes. W 92. minucie Legia przeprowadziła rozpaczliwy kontratak. Obrona Lecha była w rozsypce. Filip Mladenović zagrał do nie obstawionego Lopesa. Hiszpan głową pokonał Filipa Bednarka. Całą ławka rezerwowych mistrzów Polski pobiegła pod bandy reklamowe cieszyć się z gola i pewnego już zwycięstwa. Legia - tak jak w ubiegłym roku - wygrała, choć nic na to długo nie wskazywało. Lech nie wykorzystał ogromnej szansy na zwycięstwo w Warszawie. Olgierd Kwiatkowski z Warszawy Legia Warszawa - Lech Poznań 2-1 (0-1) Bramki: 0-1 (30. Juranović - samob.), 1-1 (67. Skibicki), 2-1 (90. Lopes). Legia: Artur Boruc - Josip Juranović, Igor Lewczuk, Artur Jędrzejczyk, Filip Mladenović - Paweł Wszołek, Bartosz Kapustka, Andre Martins, Valerian Gvilia (64. Luquinhas), Joel Valencia (46. Rafael Lopes) - Maciej Rosołek (60. Kacper Skibicki). Lech: Filip Bednarek - Alan Czerwiński, Lubomir Satka, Thomas Rogne, Tymoteusz Puchacz - Jan Sykora, Dani Ramirez (83. Filip Marchwiński), Pedro Tiba, Jakub Moder, Jakub Kamiński (33. Michał Skóraś) - Mikael Ishak. Żółte kartki: Lewczuk - Legia Sędziował: Szymon Marciniak (Płock) Mecz bez udziału publiczności.