Przy okazji meczu z Danią zrobiłem ankietę wśród dziennikarzy, którzy na co dzień zajmują się Legią Warszawa. Pytanie było krótkie: "Za kim jesteś w konflikcie Bogusław Leśnodorski - Dariusz Mioduski?" Wynik: sześciu za Leśnodorskim, trzech za Mioduskim. Ci pierwsi mają argument koronny: "Z Mioduskim dojdzie do konfliktu z kibicami takiego, jaki niszczył klub w dobie rządów ITI". Ci drudzy mają dość układania się z kibicami, bo to prędzej czy później prowadzi do awantur, Sytuacja jest niecodzienna. Oto po awanturach grupy kibiców podczas meczu z Borussią Dortmund, UEFA zamknęła stadion na mecz z Realem. W związku z tym, że kibice "pracują" regularnie na podobne kary, Mioduski - jako większościowy udziałowiec - złożył wniosek o dymisję zarządu. Zarząd tworzy Leśnodorski wraz z Jakubem Szumielewiczem. Prezes i współwłaściciel Bogusław Leśnodorski upierał się, że nic o tym wniosku nie wie. Mioduski wręczył go trzeciemu współwłaścicielowi Maciejowi Wandzlowi. Dla pewności wysłał też listem poleconym. W ślad za tym pojawiły się odsłaniające kulisy konfliktu publikacje. Adam Dawidziuk w "Przeglądzie Sportowym" zacytował Dariusza Mioduskiego: - To nie może tak dalej wyglądać. Nie szukajmy winy w innych, bo problem nie jest w UEFA, a wewnątrz nas - grzmiał właściciel mistrzów Polski. "Darek nigdy nie dołożył do klubu nawet złotówki" - odpowiadał Krzysztofowi Stanowskiemu w programie "Stan Futbolu" Leśnodorski i dodawał, że: - "Prywatni doradcy od wizerunku doradzili mu (Mioduskiemu) doprowadzenie do konfrontacji" - "Przestanę być prezesem, jak nie będę już chciał. To nie jest tak, że Darek może coś zrobić, przeforsować coś siłą". - "On nigdy konstruktywnych rozwiązań nie przedstawia" - "Darek dużo robił na arenie międzynarodowej, ale my w klubie naprawdę nie wiemy co". - "My uważamy, że należy coś robić, a Darek uważa, że można snuć dalekie plany, mieć dużo lepszy wizerunek niż jesteśmy naprawdę i to spowoduje, że wyjdziemy na wyższy poziom, bazując na wizerunku i PR". - "Darek miał zawsze sztab ludzi, którzy dbali o jego wizerunek i szli takim nurtem, że sukcesy są nasze wspólne, a porażki spadają na barki zarządu". Godne uwagi jest to, że Mioduski nie zaatakował Leśnodorskiego ani razu imiennie. Ostatni akt wojny jest taki, że Mioduski wycofał się z bieżącego kierowania klubem. W związku z brakiem realnego wpływu na politykę, a także w obawie o własne bezpieczeństwo. Można odnieść wrażenie, że celowo ktoś namieszał w Legii, bo za dobrze jej się zaczęło układać. Przecież Legią nie kierują naturszczyki, tylko radca prawny (Leśnodorski), doświadczony menedżer biznesu i prawnik, absolwent Harvard Law School (Mioduski), a tu nagle wybucha taki ambaras! O komentarz do tego galimatiasu poprosiłem prof. Stefana Bielańskiego - współtwórcę studiów "Menedżer Sportu" na UJ. - W moim przekonaniu źródłem tych konfliktów jest nie tyle "niezgodność charakterów" panów Mioduskiego, Leśnodorskiego i Wandzla (bo to akurat było i mogłoby być wręcz atutem organizacyjnym), ale problem zasadniczy dla tego rodzaju organizacji sportowych: praktycznego (nie formalnego) ułożenia relacji pomiędzy najważniejszymi organami, a mianowicie radą nadzorczą i zarządem oraz funkcjonowanie struktury organizacyjnej całej spółki, wymagające połączenia różnych, często sprzecznych celów: sportowego, finansowego czy marketingowego - uważa prof. Stefan Bielański, wykładowca na studiach UJ "Menedżer Sportu". - Kryzys w Legii, ten najbardziej widoczny - na szczeblu "zarządzającym" - nie powinien jednak nikogo cieszyć, a wręcz przeciwnie - smucić również tych, którzy mogliby mieć nadzieję, iż przełoży się on na coraz gorsze wyniki sportowe "Wojskowych". Nasz futbol wymaga bowiem - zwłaszcza w kontekście międzynarodowym - współdziałania, a nie niszczącej i nic nie dającej rywalizacji - dodaje Bielański. <a href="http://sport.interia.pl/klub-legia-warszawa/news-legia-warszawa-teoretyk-zarzadzania-sportem-prof-bielanski-o,nId,2288562">Czytaj więcej!</a> Teraz będziemy pewnie świadkami przeciągania liny o Legię. Z jednej strony Mioduski, z drugiej - połączone siły Leśnodorskiego i kolejnego prawnika - Wandzla. Czy Mioduski mylił się, żądając wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do tych, którzy dopuścili do tego, że bojówkarze spokojnie przewędrowali od sektora do sektora, bramy zastali otwarte, a wrócili przez strefę dla VIP?Czy Leśnodorski nie miał racji, gdy próbował ułożyć współpracę z kibicami tak, by nie dochodziło do wojny, jakiej byliśmy świadkami za czasów ITI? To prawda jednak, że część bojówkarzy z Legii przypomina tykającą bombę, której wybuch możesz opóźnić, ale nie rozbroić ją całkowicie. Pewnie dlatego sytuacja nie jest zero-jedynkowa.Jest jednak takie stare polskie przysłowie: "zgoda buduje, niezgoda...". Odświeżyć to sobie powinni panowie Leśnodorski z Mioduskim. Dla dobra Legii Warszawa i polskiej piłki klubowej na arenie europejskiej.Michał Białoński