Ekstraklasa: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz Choć z nowym trenerem i nowymi właścicielami, to przy Łazienkowskiej tak naprawdę nie zmieniło się nic. Drużyna gra jak grała jesienią. Niby jest jakiś plan, ale wszystko jakoś bez ładu i składu. Gdyby nie partactwo gości, humory w obozie mistrzów Polski byłyby jeszcze gorsze. Piłkarze mieli być świeży i rześcy. Podczas przygotowań trener Henning Berg nie forsował zbytnio treningów, a bardziej koncentrował się na taktyce. - Mamy dalej grać ofensywnie, ale trochę bardziej koncentrować się na obronie, aby nie przegrać tylu meczów co jesienią - mówił przed meczem norweski szkoleniowiec. Autorskim pomysłem Norwega było bardzo ofensywne ustawienie bocznych obrońców. Bartosz Bereszyński i Tomasz Brzyski mieli raz po raz przedzierać się po skrzydle i swoimi dośrodkowaniami siać popłoch w defensywie gości. Mieli, bo kielczanie dobrze odrobili pracę domową i raz po raz wykorzystywali boczne sektory boiska do kontrataków. Parę razy pod bramką Kuciaka robiło się naprawdę gorąco, a najbliżej strzelenia gola był Paweł Sobolewski. Także na trybunach miało być inaczej. Czyli bez prowokowania wojewody mazowieckiego Jacka Kozłowskiego, który tylko czyha na pretekst, aby zamknąć stadion przy Łazienkowskiej. Miało być. Już na początku kibice odpalili kilkadziesiąt rac i rozwinęli szarfy na całą długość "Żylety". Jeśli wojewoda dotrzyma swoich słów, to mistrzowie Polski mogą szykować się na najgorsze. Nowej jakości zabrakło także na boisku. W meczowej osiemnastce nie znalazł się Orlando Sa. Portugalczyk podpisał kontrakt dopiero kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Jedyną nową twarzą w drużynie wojskowych był Costa Marques Guilherme. Bogusław Leśnodorski przekonywał, że to będzie najlepszy piłkarz w jego drużynie. Brazylijczyk choć prochu nie wymyślił to pokazał kilka interesujących zagrań. Piłkarzem, który odrodzi się przy Bergu miał być Henrik Ojamaa. Miał. Estończyka w pierwszej połowie ciężko było w ogóle dostrzec na boisku. Po zmianie stron wyróżnił się tylko zmarnowaną sytuacją do strzelenia gola. Właśnie akcja 23-letniego skrzydłowego była pierwszym sygnałem, że w drugiej połowie będzie się więcej działo. Tak też było. Chwilę później z boiska wyleciał Władimer Dwaliszwili. Zdaniem sędziego znokautował Pawła Golańskiego. Jak pokazały powtórki obrońca kielczan powinien dostać "Złotą Malinę" dla najgorszego aktora roku. Korona jednak nie potrafiła z tego prezentu skorzystać. Chwilę później z boiska wyleciał Vlastymir Jovanović po drugiej żółtej kartce. Na boisku zrobiło się luźniej, ale niewiele z tego wynikało. Skoro legioniści nie potrafili strzelić gola, z pomocą przyszli im goście. W końcówce meczu grający dobry mecz Sobolewski złapał w pół Iniakiego Astiza i sędzia Paweł Gil pokazał na jedenasty metr. Takiej okazji nie zmarnował Ivica Vrdoljak i po końcowym gwizdku sędziego Henning Berg mógł wziąć głęboki oddech. Legia wygrała z Koroną i ze spokojem będzie czekać na mecze grupy pościgowej. - Nie mieliśmy szans się dobrze rozgrzać. Najpierw nie mogliśmy się doprosić o piłki, później przerwano nam rozgrzewkę, bo na murawie rozpoczęła się jakaś fiesta. To nie powinno się zdarzać w profesjonalnym futbolu. Nie na takim stadionie, nie na tym poziomie - powiedział po meczu hiszpański trener Korony, Jose Rojo Martin Pacheta. - Kluczowymi momentami spotkania były czerwona kartka dla Vlastymira Jovanovicia i rzut karny po faulu Pawła Sobolewskiego. - Co do 'jedenastki', to nie widziałem dobrze całej sytuacji, ale piłkarz zapewniał mnie, że żadnego faulu nie było. Z kolei czerwona kartka dla Jovanovicia jest dowodem na to, że jeszcze nie jesteśmy klasowym zespołem. Mieliśmy liczebną przewagę i powinniśmy przejąć inicjatywę - dodał Pacheta, który pomimo porażki chwalił swoich piłkarzy. - Jestem dumny z tego, co pokazali na boisku. Moi zawodnicy wypełnili założenia taktyczne i nie należała nam się przegrana. Zmarnowaliśmy jednak dwie czy trzy dobre sytuacje do strzelenia gola i to się zemściło. Legia to zbyt dobry zespół i w mojej ocenie pewny kandydat do zdobycia mistrzostwa Polski - zakończył. Krzysztof Oliwa Legia Warszawa - Korona Kielce 1-0 (0-0) Bramka: 1-0 Ivica Vrdolak (83.) z karnego Żółte kartki: Legia Warszawa: Costa Marques Guilherme. Korona Kielce: Paweł Sobolewski, Vanja Marković, Vlastymir Jovanović Czerwone kartki: Legia Warszawa: Władimer Dwaliszwili. Korona Kielce: Vlastymir Jovanović Sędzia: Paweł Gil (Lublin). Widzów 17 457. Legia Warszawa: Duszan Kuciak - Bartosz Bereszyński, Dossa Junior, Iniaki Astiz, Tomasz Brzyski - Ivica Vrdoljak, Damian Łukasik (74. Helio Pinto) - Costa Marques Guilherme (74. Michał Kucharczyk), Miroslav Radović, Henrik Ojamaa (80. Rafael Augusto) - Władimer Dwaliszwili Korona Kielce: Zbigniew Małkowski - Paweł Golański, Radek Dejmek, Piotr Malarczyk, Kamil Sylwestrzak - Vanja Marković, Vlastymir Jovanović - Maciej Korzym (69. Jacek Kiełb), Paweł Sobolewski (83. Daniel Gołębiewski), Serhij Pyłpczuk - Siergiej Chiżniczenko (60. Michał Janota)