W 1998 roku miałem 15 lat i zacząłem chodzić do ogólniaka. Nie zastanawiałem się nad tym wtedy, ale po 19 latach ocena tamtych chwil jest jednoznaczna: wspaniała beztroska, nowe znajomości, które dziś zamieniły się w przyjaźń. Scenariusz jakich wiele, nic w tym szczególnego, proza życia. Piszę o tym dlatego, że w tamtym właśnie roku razem ze starszym bratem wykupiliśmy karnety na Legię. Dla mnie to był pierwszy karnet w życiu i - co tu dużo mówić - wiązała się z tym faktem sporych rozmiarów ekscytacja, choć w piłkę od zawsze wolałem grać niż ją oglądać. Takie hasełka są dziś modne, ale co mam zrobić, skoro tak właśnie było i jest. Nieważne. Wcześniej, jeśli zdarzało się z naszej wsi pojechać na mecz do tzw. Wielkiego Miasta, wybieraliśmy pojedyncze spotkania. Ale np. nie opuściliśmy żadnego domowego z Ligi Mistrzów, za co dziękuję w tym miejscu tacie, który zdobywał dla nas bilety. Są to bezcenne wspomnienia. Jedno z nich wiąże się z meczem Legia - Górnik. Oczywistym było, że skoro w sezonie 1998/1999 miałem pierwszy karnet, tym bardziej oczekiwałem od Legii samych zwycięstw i parcia po mistrzostwo Polski. Żywa była jeszcze pamięć wydarzeń z czerwca ubiegłego roku, okupionych spazmatycznymi i histerycznymi łzami po 2-3 z Widzewem. Krótko mówiąc, z wyjazdami bombą (slangowe określenie rozpadających się autobusów na linii wieś - miasto) towarzyszyły: oczekiwania, oczekiwania i jeszcze raz oczekiwania. Ale skończyło się na kolejnym rozczarowaniu, czyli trzecim miejscu w tabeli. Podróż z 18 października zapamiętałem bardzo dobrze. Wyobraźcie sobie, jakież to zdziwienie teraz mnie dopadło, kiedy okazało się, że to wtedy Górnik ostatni raz wygrał przy Łazienkowskiej. Może zapamiętałem to dlatego, że frustracja po porażce w ostatniej minucie była we mnie ogromna? - Widzisz, Maciek, byłem wtedy na trybunach i nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak się na was wściekłem... - zagaduję Macieja Murawskiego, który rozegrał wówczas 90 minut. - A ty nie wiesz, jak my byliśmy na siebie wściekli - opowiada Murawski, dziś ekspert stacji Canal+. - Bardzo chcieliśmy wygrać. Cisnęliśmy Górnika, który mądrze się bronił. Mieliśmy trochę pecha, nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji. My byliśmy źli, że nic nie wychodzi, oni przeprowadzili jakiś kontratak w ostatniej minucie i Tomek Sobczak zdobył bramkę, a to jeszcze bardziej nas dobiło, bo z przebiegu meczu nie wyglądało na to, że ten mecz przegramy - mówi. Porażka 0:1 sprawiła, że Legia traciła do, jak się później okazało, rozpoczynającej dominację Wisły Kraków pięć punktów, zamiast dwóch. "Wojskowi" mieli następnie serię beznadziejnych wyników: 1-3 z Pogonią na wyjeździe, 0-0 z Odrą Wodzisław u siebie, 0-0 z Polonią na wyjeździe i taki sam wynik z Zagłębiem Lubin u siebie. Szybko stało się jasne, że mistrzowskie plany odłożyć należy na kolejny sezon. Przez 20 ostatnich minut w drużynie Górnika po murawie biegał 25-letni pomocnik Marcin Brosz, dla którego był to debiutancki sezon w ekstraklasie. Dziś Brosz jest trenerem zabrzańskiej ekipy i woli rozmawiać o teraźniejszości, zamiast o wydarzeniach sprzed blisko dwóch dekad. - Słabo pamiętam tamto spotkanie. Te mecze z lat poprzednich gdzieś z tyłu głowy są, ale lata robią swoje. Na pewno pamiętam bramkę Tomka Sobczaka - mówi nam przed niedzielnym hitem w Warszawie trener Górnika, który zgodził się, że kolejny raz w futbolu historia zatoczyłaby zaskakujące koło, gdyby to akurat jemu i udało się przywieźć do Zabrza trzy punkty z Legii po tak długim oczekiwaniu. "Gazeta Wyborcza" napisała w relacji: "- W szatni żałoba - powiedział Maciej Janiak, pomocnik Legii. - W grze ofensywnej jesteśmy analfabetami. Nie umiemy grać z klepki. Rozumiem teraz frustrację Marcina Mięciela, który denerwował się tym, że nie ma okazji do strzelania bramek. Na treningach zamiast zajęć taktycznych i siedzenia z kartkami albo biegania wokół boiska powinniśmy po prostu grać w piłkę. Dziś zagraliśmy bez wyrazu. Mam nadzieję, że to tylko wypadek przy pracy. Pocieszam się, bo z taką grą nie mamy co liczyć na mistrzostwo Polski - mówił rozgoryczony Cezary Kucharski. Bohaterem meczu był Tomasz Sobczak. Napastnik Górnika strzelił swoją najważniejszą bramkę w karierze. Dzięki jego efektownemu uderzeniu z woleja w ostatniej minucie meczu Górnik marzącą o mistrzostwie Legię". - Przeszłość jest ważna, fajnie to wspomnieć, ale nas interesuje to, co przed nami i do tego się przygotowujemy. W niedzielę zaczniemy pisać nową historię. Ja wiem, że cyfry, statystyki to są bardzo fajne rzeczy, szczególnie dla was, dziennikarzy, ale tak naprawdę to, co jest najważniejsze dzieje się na boisku i na tym się koncentrujemy- podkreśla 44-letni dziś szkoleniowiec. Beniaminek pod jego wodzą robi niemałą furorę i zbiera pochwały od początku bieżących rozgrywek. A te zaczęły się nie od byle czego, tylko od zwycięstwa 3-1 właśnie nad broniącą tytułu Legią. - Cieszę się, że jesteśmy tak postrzegani i to jest dla nas bardzo ważne. Fajnie, że pojawiają się głosy, że ten mecz wraca do takiej rangi klasyków jak kiedyś i to też jest dla nas bardzo ważne, bo to tylko świadczy o tym, że robimy progres. To dla nas ważny i prestiżowy mecz na terenie mistrza Polski i chcemy stworzyć dobre widowisko przy pełnych trybunach. Po reprezentacji praktycznie od tygodnia wszyscy żyjemy tym spotkaniem - stwierdza. Górnik ma w zespole zawodników, których Adam Nawałka powołał na towarzyskie mecze z Urugwajem i Meksykiem. Damian Kądzior i Rafał Kurzawa wyróżniają się w tym sezonie, a nominacje od selekcjonera są zdaniem Brosza istotne również dla całego Górnika. - To jest wyróżnienie indywidualne dla piłkarza, ale też dla wszystkich sympatyków klubu, bo to jest już reprezentowanie całego kraju. Jest to na pewno potężny impuls i indywidualnie, ale również dla nas. Od U-18 wzwyż, tym głównym kategoriom wiekowm, daliśmy dziewięciu reprezentantów. W ciągu roku udało nam się całą tą dziewiątkę pokazać kibicom. Ale kiedyś Górnik dawał siedmiu reprezentantów seniorom i to pokazuje, że jeszcze dużo pracy przed nami - podkreśla. Zwykle ci, którym idzie w lidze kiepsko, wyczekują przerwy związanej z meczami kadry, co może pomóc w przygotowaniach do kolejne serii spotkań, ale drużyny punktujące nie lubią wybijania z rytmu. Akurat w przypadku Górnika i Legii wyniki nie rozczarowywały. - Mieliśmy czas popracować z zawodnikami, którzy walczą o miejsce w podstawowym zespole. Powchodziło dużo młodzieży i mieliśmy okazję także z nimi troszkę więcej popracować. To jest też dla nas istotne. Rozegraliśmy mecz charytatywny i ten mikrocykl wyglądał raczej standardowo. Wszystko się okaże na boisku, ale jestem przekonany, że będziemy dobrze przygotowani i zaprezentujemy się godnie - mówi Marcin Brosz. Górnik ma spore szanse na powodzenie i trzy punkty z Łazienkowskiej. Jak zaznaczył Maciej Murawski, zabrzanie dobrze czują się w grze z kontry, a to Legia zwykle prowadzi u siebie grę. - To woda na młyn dla szybkiego Igora Angulo - przekonuje. Wracając na koniec do moich wybiórczych wspomnień związanych z Legią, cieszę się w sumie, że tym razem ani nie odchoruję porażki, ani nie zachłysnę się zwycięstwem, bo zdążyłem już wyrosnąć z emocjonalnego zaangażowania w wyniki piłkarskich meczów. I wydaje mi się, że stało się tak na całe szczęście dla mojego zdrowia. Piotr Kwiatkowski