29-letni Chorwat, choć na Łazienkowskiej gra dopiero dwa lata, jest już w warszawskim klubie weteranem. Rozegrał 70 spotkań, z obecnej kadry więcej występów mają jedynie: Artur Jędrzejczyk, Igor Lewczuk, Mateusz Wieteska. Dla wielu może być to zaskakująca statystyka, bo nie należał do ulubieńców poprzedniego trenera Ricardo Sa Pinto, często też był krytykowany za swój mało wyrazisty styl gry. Ale Antolić daje Legii coraz więcej. Idealnie wkomponowuje się w ofensywną taktykę Aleksandara Vukovicia. Nie tylko trener, ale i zespół obdarzają go coraz większym zaufaniem. W ostatniej kolejce, w meczu z ŁKS-em Łódź, strzelił gola z rzutu karnego. Odrodził się za Vukovica Wyraźnie widać, że Antolić przeszedł w Legii przemianę. Z niedocenianego zawodnika stał się ważną częścią drużyny - piłkarzem docenianym, chwalonym, niezbędnym. - Na początku rzeczywiście mi nie szło. Grałem może dobrze i wygraliśmy mistrzostwo i puchar, ale potem przyszedł gorszy czas. Dziś czuje się nieźle. Odpowiada mi obecny styl gry - ofensywny, oparty na posiadaniu piłki. Czuję, że ciąży na mnie odpowiedzialność, bo zaufano mi. Zyskałem dzięki temu wiarę w siebie - tłumaczy własną metamorfozę. Zmiany związane są również z roszadą na stanowisku trenera, gdy blisko rok temu Portugalczyka Ricardo Sa Pinto zastąpił były piłkarz Legii Aleksandar Vuković. - Obecna taktyka i filozofia gry trenera Vukovicia bardziej mi odpowiada. Przez całą karierę lubiłem grać ofensywny futbol, z utrzymywaniem się przy piłce, z piłką przy nodze. Strategia Sa Pinto opierała się na założeniu, że futbol musi być bardziej agresywny, bezpośredni, z nastawieniem na bezpośrednie pojedynki. Trudno mi było się do tego przyzwyczaić. Poza tym raz grałem, a potem nie grałem. Ciężko mi było pokazać to, co mam najlepszego. Przerwy w grze wybijały mnie z rytmu. Teraz gram swoje - opowiada. Antolić nie ukrywa, że świetnie rozumie się z Vukoviciem. Mają świetny kontakt. W wywiadach mówi o nim: "Vuko". Podkreśla jednak, że na boisku nie gra trener, ale on. Nawet mimo największego zaufania, jaki trener może dać piłkarzowi, na końcu trzeba wykazać się umiejętnościami i tylko to się liczy. Technika i umiejętności ważniejsze niż wzrost Mimo że z portugalskim trenerem nie było mu po drodze, to z piłkarzem z Portugalii - Andre Martinsem, z którym gra obok na boisku, rozumie się doskonale, czasami bez słów. - Nawet bez porozumiewania się, wiemy świetnie co zrobić, jak podać, gdzie pobiec po piłkę. Lubimy ze sobą grać - mówi. - Nasza gra niewiele się różni. Preferujemy grę na małej przestrzeni, ale dużo się ruszamy, zmieniamy się. Musimy narzucić sobie właściwą równowagę. Raz jeden idzie do ataku, a drugi przechodzi do obrony. Raz ja gram na lewej stronie, a Andre na prawej. Jesteśmy nowoczesnymi piłkarzami na pozycji numer "6" - bronimy i kreujemy grę - dodaje. Tę dwójkę środkowych pomocników Legii uzupełnia Luqinhas, Brazylijczyk być może najlepiej dziś wyszkolony technicznie piłkarz Ekstraklasy. - Jest szybki, doskonały technicznie, nie ma jak go zatrzymać. Uwielbiam z nim grać - opowiada Antoloić. Nie ma to znaczenia, że Luquinhas jest nieśmiały, nie mówi po angielsku. - To inteligentny chłopak. Rozumie wszystko co się do niego mówi. Reaguje na każde polecenie trenera. Często niektóre kwestie tłumaczy mu Andre - mówi. Antolić - 180 cm, Martins - 169 cm, Luquinhas - 169 cm wzrostu. Czy to nie przeszkadza Legii, tak "niski" tercet pomocników? - Nie. Walczymy, posiadamy duże umiejętności. One są najważniejsze. Wygrywamy techniką - przekonuje Chorwat. Nasz stadion ma być naszą twierdzą Ale Legia nie wszystko wygrywa mimo tej potencjalnej przewagi nad rywalami. Zdarzają się jej wpadki. W poprzednim sezonie straciła mistrzostwo Polski. W jaki sposób? - Gdy wygraliśmy 3-1 w Gdańsku wszyscy mówili, że losy tytułu są przesądzone, a przecież zostało jeszcze sporo meczów do końca. Tymczasem nie wygraliśmy w czterech ostatnich spotkaniach, z czego trzy mieliśmy u siebie - tłumaczy Antolić. To zbyt prosta analiza. Co się działo w klubie, zespole, że roztrwoniono taką przewagę? Jakie z tej porażki płyną wnioski na przyszłość? - Wielu doświadczonym zawodnikom kończyły się umowy. Nie wiedzieli co dalej, nie potrafili skupić się na grze. A liga polska jest bardzo wymagająca. Trudno się tu wygrywa. Trzeba być cały czas skoncentrowanym - zaznacza chorwacki pomocnik. Teraz w Legii sytuacja się zmieniła. Przed rozpoczęciem tej rundy kontrakty przedłużyli Andre Martins i Jose Kante. Antolić ma umową ważną do końca roku. Jest jeszcze czas, by podpisać nową. Liczy na to, że w Legii zostanie na dłużej. Legii w walce o tytuł w sezonie 2019/2020 ma pomóc w uniknięciu błędów wykorzystywanie atutu własnego stadionu. To widać. Na Łazienkowskiej stołeczna drużyna gra jak z nut. Wygrywa, strzela dużo goli - 24 w ostatnich sześciu spotkaniach. - Po okresie, gdy rzadko wygrywaliśmy u siebie trener zaczął przywiązywać dużą uwagę do naszych spotkań w Warszawie. Musimy u siebie wygrywać, nasz stadion ma być naszą twierdzą. Mamy też swoją grą przyciągnąć widzów na trybuny. Myślę, że dajemy ludziom satysfakcję - mówi Antolić. Teraz Raków. Nikt tak nie gra w Ekstraklasie W pierwszym tegorocznym meczu na Łazienkowskiej Legia pokonała ŁKS Łódź 3-1. Znów było dużo bramek i - w drugiej połowie - dobra gra. - To był dla mnie i dla drużyny dobry początek rundy. Bardzo chcieliśmy wygrać na inaugurację. Nie wiedzieliśmy jak się zaprezentujemy. Byliśmy po zgrupowaniu, wszyscy oczekiwali łatwego zwycięstwa, bo graliśmy z ostatnią drużyną. Cały czas mieliśmy przewagę, brakowało nam skuteczności. Po stracie gola zaczęliśmy dominować. Niesamowicie grał Arek Malarz. Uff.... Jest świetnym bramkarzem. W końcu udało się nam go pokonać - skomentował inauguracyjne spotkanie rundy rewanżowej Antolić. W sobotę Legia gra w Bełchatowie z Rakowem Częstochowa. Tak jak lider Ekstraklasy nie może tracić punkty u siebie, tak nie powinien przegrywać z teoretycznie słabszymi drużynami, beniaminkami. - Trener Vuko powtarza, że najważniejszy dla nas jest najbliższy mecz. Wiemy, że z Rakowem czeka nas trudne spotkanie. Grają nietypowo - trójką środkowych obrońców. Nikt tak w Ekstraklasie nie gra. Są silni fizycznie. Trzeba coś wymyśleć, ale wystarczy, że będziemy kontynuować swoją grę i może być nawet łatwiej niż z zespołami grającymi czwórką obrońców w defensywie - analizuje Antolić. Olgierd Kwiatkowski