Na trzy kolejki przed końcem sezonu zasadniczego Legia ma pięć punktów straty do prowadzącej Lechii Gdańsk. Pościg za drużyną Piotra Stokowca trwa w najlepsze, ale mistrzowie Polski bardziej przypominają rozklekotany bolid Roberta Kubicy niż sprawną maszynę Lewisa Hamiltona. Legijni inżynierowie czegoś znowu nie dopilnowali, co chwilę coś się psuje. A może głównemu inżynierowi, odpowiedzialnemu za przygotowanie do wyścigu o tytuł, czegoś brakuje? W Krakowie Legia zagrała 28. mecz pod wodzą Ricardo Sa Pinto, 23. w lidze. W Ekstraklasie drużyna Portugalczyka zdobyła 44 punkty, poniosła pięć porażek. W tym czasie odpadła z Pucharu Polski z pierwszoligowym Rakowem Częstochowa. W tej rundzie Legia przegrała trzeci ligowy mecz. Wisła nie jest co prawda bezpośrednim rywalem w walce o tytuł, ale niedzielna porażka była bardziej upokarzająca niż wcześniejsze z Cracovią i Lechem Poznań. Mistrzowie Polski ulegli drużynie, która została zbudowana w pośpiechu, spontanicznie, cudem. Porażka 0-4 w lidze, to - jak podaje Paweł Mogielnicki z portalu 90minut.pl - jedna z najwyższych w historii warszawskiego klubu w ostatnich 50 latach. Różnicą co najmniej czterech bramek Legia przegrała dwukrotnie w 1977 roku (0-6 ze Stalą Mielec i Szombierkami Bytom), w 1979 roku (0-5 z Szombierkami), w 2001 roku (0-4 z Zagłębiem Lubin) i ostatni raz w listopadzie 2011 roku, z Wisłą Kraków. W Legii nie są przyzwyczajeni do tak wysokich porażek, nie dziwią więc reakcje i pytania o dymisję trenera, szczególnie, że w dniu meczu z Wisłą stanowisko w Lechu Poznań stracił Adam Nawałka. Na konferencji prasowej w Krakowie Sa Pinto chłodno, ale ze zrozumieniem przyjął pytanie o zwolnienie. - Nie jestem prezesem. Decyzja o zwolnieniu zależy od niego - powiedział. Przyznał, że wie, że Legia zagrała słabo, nie zamierzał z tym polemizować. Ze słabej gry prowadzonej przez siebie drużyny musi się tłumaczyć od początku tej rundy i to byłby główny argument za zwolnieniem. Bo choć trzeba przyznać, że jesienią Portugalczyk wyciągnął drużynę z kryzysu, która wróciła na właściwe dla niej tory i włączyła się do walki o tytuł, w tym roku Legia gra bez składu i ładu, nie wygląda na drużynę, nie ma w niej myśli taktycznej, konsekwencji. Nikt takiej Legii się nie boi. Trenerzy rywali mają świadomość słabości przeciwnika. Dokonują historycznych rzeczy. Cracovia wygrała w Warszawie na Łazienkowskiej po raz pierwszy od 68 lat. Raków Częstochowa - choć po dogrywce - pokonał Legię pierwszy raz w historii. Wisła gromi Legię 4-0 pierwszy raz od dziewięciu lat. Do tego dochodzi aspekt komunikacji ze światem. Sa Pinto wyobcował Legię. Zamknął treningi, popadł w konflikt z niektórymi dziennikarzami, na siłę szuka przyczyn porażek w pracy sędziów, w złym stanie boisk. Nie wygląda też na to, żeby drużyna poszła w ogień za swoim szkoleniowcem mimo że jest w niej sporo portugalskich zawodników. Ale jest i druga strona medalu. Legia wciąż liczy się w walce o tytuł. Sezon właśnie wchodzi w bardzo intensywną fazę. W półtora miesiąca rozegranych zostanie 10 meczów. Liczyć się będzie szeroka kadra, przygotowanie fizyczne, odporność psychiczna, mentalność zwycięzców, doświadczenie. W tych aspektach mistrzowie Polski mają pewną przewagę i nad Lechią i nad Piastem, ale jak się okazało nie nad Wisłą. Pytanie, czy Sa Pinto właśnie potrafi te walory wykorzystać? Jak to zwykle w polskich klubach bywa, wciąż liczy się aspekt finansowy. Legia dużo zapłaciła i wciąż płaci za wcześniejsze zwolnienie poprzednich trenerów Romeo Jozaka, Deana Klafuricia. Dla budżetu klubu, który stracił sporo pieniędzy z powodu słabych wyników w Europie, decyzja o rozwiązaniu umowy z mającym jeszcze nieco ponad dwa lata kontraktu trenerem, byłaby zwyczajnie zbyt kosztowna. Zwolnienie trenera w tym momencie byłoby dla Legii, której władze starają się działać w sposób cywilizowany, zgodnie z pewnym ładem korporacyjnym, zachowaniem wbrew swoim zasadom. Ale w piłce nożnej wytrzymanie ciśnienia w takim momencie należy do rzadkości, presja na wynik - szczególnie w Warszawie - jest ogromna, a wyścig o mistrzostwo wkracza przecież w decydującą fazę. Olgierd Kwiatkowski