Współwłaściciel Legii Dariusz Mioduski przedstawił przed CAS argumenty przeciwko decyzji UEFA o walkowerze w meczu z Celtikiem Glasgow w 3. rundzie eliminacji piłkarskiej Ligi Mistrzów. "Udało nam się przedstawić wszystkie nasze argumenty. Teraz najgorsze - czekanie na decyzję, nawet kilka tygodni" - napisał na Twitterze Mioduski. Właściciele stołecznego klubu domagają się odszkodowania po tym, jak walkower w wyjazdowym meczu ze szkockim zespołem wyeliminował Legię z rywalizacji o Ligę Mistrzów. Była to kara za występ zawieszonego piłkarza - Bartosza Bereszyńskiego - w rewanżu z Celtikiem w 3. rundzie eliminacji tych rozgrywek. Pierwsze spotkanie stołeczny zespół wygrał u siebie 4-1, a w rewanżu zwyciężył 2-0, ale okazało się, że w tym spotkaniu nie mógł wystąpić 22-letni obrońca. UEFA wszczęła postępowanie ze względu na jego grę w Szkocji (wszedł na boisko w 87. minucie), bowiem na piłkarzu ciążyło zawieszenie na trzy spotkania za czerwoną kartkę, którą zobaczył w poprzedniej edycji Ligi Europejskiej z Apollonem Limassol (2:0). Bereszyński nie zagrał w pierwszym meczu z Celtikiem, nie było go na murawie także we wcześniejszej rundzie z irlandzkim St Patrick's Athletic, ale w ogóle do tego etapu nie został zgłoszony. Dlatego, według regulaminu UEFA, tych gier nie można zaliczyć na poczet odbytej kary. Walkower 3-0 dla Celtiku oznaczał, że bilans bramkowy dwumeczu się wyrównał (4-4), jednak Szkoci uzyskali awans do 4. rundy eliminacji dzięki golowi na wyjeździe. Legia złożyła najpierw dokumenty do Komisji Odwoławczej UEFA, ale jej apelacja została odrzucona.