Rok w rok brutalnie się przekonujemy o tym, ile są warte eksportowe drużyny z naszej ligi. W tym tylko sezonie Cracovia dostała lanie na przełomie czerwca i lipca, od nikomu nie znanej Shkendiji Tetowo. Piast Gliwice uznał wyższość przeciętnego obecnie IFK Goeteborg, który odpadł po laniu 0-3 z Karabachem Baku. Zagłębie Lubin dzielnie walczyło z Partizanem Belgrad, by paść z wyrobnikami z SonderjyskE, o których mało kto wcześniej słyszał. Teraz Legia, po 20 latach oczekiwania, wkroczyła do Ligi Mistrzów. Wkroczyła, bo wywalczyła sobie rozstawienie i łatwych rywali po drodze (AS Trenczyn i półamatorski Dundalk z Irlandii). Już w pierwszym kroku na salonie "Champions League" mistrzowie Polski zostali spoliczkowani, bez wysiłku, przez Borussię Dortmund. Dostali 0-6 u siebie, prezentując się fatalnie taktycznie, fizycznie, będąc zupełnie niegotowym mentalnie. Borussia jest dziś pewnie poza zasięgiem wszystkich polskich drużyn, ale też przynajmniej połowa z Lotto Ekstraklasy postawiłaby skuteczniejsze zasieki, zagęściła pole karne. To, co wyprawiali legioniści w defensywie, nie można inaczej określić, jak pośmiewisko i nie wszystko da się wytłumaczyć kontuzją Michała Pazdana, czy transferem Igora Lewczuka. Najważniejszy wniosek jest taki: "operacja Besnik Hasi" jak na razie ma opłakane skutki. Pozostawienie na ławce zdrowego, najlepszego strzelca Nemanję Nikolicia zakrawa na sabotaż. Obserwująć Legię w Ekstraklasie, można dojść do wniosku, że piłkarze nie wiedzą co mają grać. Gorsze jest to, że nie wie tego Besnik Hasi. Kto i na podstawie jakich faktów w ogóle wpadł na pomysł, że ten facet się nadaje? Na razie korzysta z pracy poprzedników - Stanisława Czerczesowa i Heninga Berga, którzy dzielnie punktowali w Lidze Europejskiej i zapracowali na rozstawienie w ostatniej fazie eliminacji do Champions League. Chcąc wyjść z honorem w starciu z Borussią, Legia powinna mieć żelazną defensywę i świetne wybieganie. Nie miała ani jednego, anie drugiego. Zazwyczaj w piłce jest tak, że zespół, który gorzej operuje piłką (w tym meczu to rzecz jasna legioności), pokonuje więcej kilometrów. Tymczasem to każdy piłkarz z Dortmundu pokonał w Warszawie przeciętnie o 200 m metrów więcej niż legionista (10.26 km do 10.02 km). W ten sposób Legia Warszawa nie miała żadnego oręża. Druzgocąca jest też refleksja następująca: w 2002 roku eksportowa wówczas Wisła Kraków rozbiła na wyjeździe Schalke 04 Gelsenkirchen 4-1. 14 lat później dzisiejszy nasz eksportowy zespół - Legia dostaje "szóstkę" u siebie, z Borussią Dortmund. Dokąd brnie polska piłka klubowa?