- Przed meczem trener nam mówił, żebyśmy się skupili na sobie i zagrali to, czego on od nas wymaga. Udało się spełnić jego oczekiwania. Goli powinno być więcej, ale cieszymy się i szanujemy to, co mamy. W rewanżu na pewno nie zlekceważymy Celticu. Myślę, że oni też już nas szanują - powiedział Kosecki, który ustalił wynik meczu z Celtikiem na 4-1. - Moja bramka stadiony świata? Spokojnie, takie gole dopiero będą. Teraz wchodzę w najważniejszy okres w swojej karierze. Z dnia na dzień czuję się coraz lepiej i na pewno będzie to widać także na boisku. Mam nadzieję, że niedługo wróci ten Kosecki, na którego czekają kibice. Wtedy ofensywa siła Legii będzie wyglądała naprawdę imponująco - dodał piłkarz. - Daleko mi jeszcze do stu procent formy. Gdyby tak było, to mecz skończyłby się blamażem Celticu. Cały czas jestem pewny siebie, ale ostatnie pół roku nauczyło mnie pokory. Teraz skupiam się tylko na ważnych rzeczach - futbolu i mojej przecudownej żonie - stwierdził legionista. - Nikt z nas nie ma pretensji do Ivicy za przestrzelone rzuty karne. Chętnie postawię kolejkę Ivicy. To jest nasz kapitan i lider. On zawsze wlewa w nasze serca dużo wiary i walki. Ma niesamowicie mocną psychikę. Po jednym niestrzelonym karnym podszedł do drugiego i jestem pewien, że gdyby dziś sędzia trzeci raz wskazał na wapno, to nie zawahałby się i też by strzelał. - Zawsze wierzyliśmy w to, że jesteśmy superdrużyną. Daliśmy plamę w pierwszym meczu eliminacyjnym, później przegraliśmy z Bełchatowem, ale to był tylko zimny prysznic na nasze rozgrzane głowy. Poskutkowało. Teraz wchodzimy na wyższy poziom. Widać to po grze każdego z nas. - Po takim meczu ciężko mi wyobrazić sobie, żebyśmy nie awansowali. Byłoby to dla mnie prawdziwym ciosem - podsumował Kosecki. Krzysztof Oliwa