Zbigniew Czyż, Interia: Jest pan zaskoczony, że Legia po trzech pierwszych meczach w lidze nie tylko nie odskoczyła rywalom, ale nawet traci dwa punkty do Pogoni Szczecin? Grzegorz Mielcarski, były reprezentant Polski: - Nie. Bardziej jestem zdziwiony poszczególnymi meczami w wykonaniu Legii, że mogą być tak różne. Można to zresztą powiedzieć także o innych drużynach. Podobała się mi Legia w meczu z Rakowem Częstochowa, podobało się mi to, jak była zdeterminowana po porażce z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Właśnie tak powinien zareagować klasowy zespół. Wiadomo, że w Legii nie wszystko funkcjonuje jeszcze jak należy, ale już w meczu z Jagiellonią Białystok było widać, że są w stanie narzucić rywalowi swoje warunki gry. Przejście na grę trójką obrońców to dla Legii dobry pomysł? - Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Zwłaszcza gdy w jednym meczu Artur Jędrzejczyk gra na prawej, a w innym na lewej stronie obrony. Wydaje się mi, że w takim ustawieniu lepiej funkcjonuje dwójka zawodników Josip Juranović z Pawłem Wszołkiem niż Artur Jędrzejczyk z Filipem Mladenoviciem. Ci ostatni w defensywie będą sobie radzić, ale w ofensywie, gdy trzeba będzie skrócić pole gry, to Jędrzejczyk tak łatwo już tego nie zrobi. Od początku pracy w Legii Czesława Michniewicza minie wkrótce pięć miesięcy. Widzi pan "rękę", jakiś szczególny pomysł trenera Michniewicza na grę tego zespołu? - Nie. Nie widzę jakiejś radykalnie innej gry Legii. I trzeba to sobie jasno powiedzieć. Na pewno trener ma ograniczone pole manewru, mając w ataku tylko Thomasa Pekharta i niezbyt liczne grono kreatywnych piłkarzy. Mówi się, że zespół powinien mieć zawsze plan B albo nawet C, i być gotowym na różne rozwiązania. Ale prawdę powiedziawszy ja nie wiem, co by się stało, gdyby Pekharta zabrakło. Jest pan zaskoczony lub w ogóle nie, że Legia do tej pory przeprowadziła tylko jeden transfer piłkarza z Uzbekistanu? I jak w ogóle odbiera zwrócenie się klubu bardziej w kierunku wschodnim, jeśli chodzi o pozyskiwanie piłkarzy? - Gdyby nie było pandemii i gdyby można było jeździć po Europie w poszukiwaniu nowych piłkarzy, to wtedy byłbym bardziej zdziwiony brakiem transferów. W obecnej sytuacji i w okresie zimowym trudno jest wypatrzeć dobrego piłkarza, tym bardziej wolnego i taniego. Kupowanie dzisiaj drogich piłkarzy przez internet jest sprawą szalenie ryzykowną i trudną. Poza tym, wiemy, że Legia chce się pozbyć kilku zawodników, którzy dosyć mocno obciążają budżet klubu. Ryzyko jest duże, tym bardziej, że Legia już kilkukrotnie pomyliła się w swoich transferach. Część z nich była owszem udana, ale część nie. Należy zwrócić uwagę na fakt, że w ogóle w tej przerwie przeprowadzono bardzo mało transferów w całej Ekstraklasie. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź Na miejscu kibiców Legii obawiałby się pan, że zespół z Łazienkowskiej może nie obronić mistrzostwa Polski? - Oczywiście, że tak. Pogoń Szczecin gra dobrą piłkę, także Raków Częstochowa nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Tak samo jak Legia chce przeskoczyć Pogoń, tak Raków ma apetyt prześcignąć Legię. Wcale nie skreślałbym jeszcze tej drużyny. No właśnie, a propos Rakowa. W lidze przegrał trzy mecze, odpadł w Pucharze Polski. Nie dziwi to pana? Wydawało się, że na wiosnę ten zespół może sporo namieszać. - Ja nie miałem takich oczekiwań. W polskiej lidze każdy klub będzie miał kryzys. Nie chcę być adwokatem Rakowa, ani żadnej innej drużyny, ale ja życzyłbym każdemu takiego kryzysu jaki ma Raków. Ten zespół może i przegrał ostatnie mecze, ale grał w nich co najmniej dobrze, stwarzał sytuacje do zdobycia bramek. Nie mam żadnych wątpliwości, że Raków z tą sytuacją szybko sobie poradzi. Co się dzieje z Lechem Poznań? Na miejscu szefostwa klubu z Bułgarskiej zwolniłby pan już Dariusza Żurawia, czy jeszcze dałby mu czas? - Właśnie teraz dałbym czas trenerowi Żurawiowi. Popatrzmy realnie na sytuację. Lech ma 19 punktów, lider 35. Lech jeżeli teraz zmieniłby trenera i skończył sezon, załóżmy na czwartym, piątym miejscu, to wszyscy powiedzą, dobry nowy trener coś tam wygrał i nic więcej. To nie byłaby żadna rewolucja. Ja absolutnie teraz Dariusza Żurawia bym nie zwalniał. Już nie teraz. Jeśli chciano go zwolnić, to trzeba to było zrobić wcześniej, a nie tak jak to było w przypadku Jerzego Brzęczka. Przegapiono ten moment, kiedy Lech zaczął grać słabiej, teraz oczywiście nie zaczął grać lepiej. Oczywiście, przygotowywałbym się do zmiany, obserwował na rynku trenera, którego filozofia jest gwarantem, że to wszystko ruszy do przodu, ale pewności nigdy nie ma. - Chodzi mi jeszcze o dwie rzeczy. Jeżeli trener Żuraw zostanie, to powinien otrzymać maksymalne wsparcie od zarządu klubu. Odpowiedni ludzie powinni wejść do szatni i zakomunikować, żeby nie było żadnych domysłów, czy trener pozostanie, czy nie i kto go zastąpi. Piłkarze muszą wiedzieć, że wcześniej to kilku z nich może stracić pracę. Druga rzecz to kwestia wyjaśnienia pewnych spraw pomiędzy samym szkoleniowcem a zespołem. Współpraca powinna zostać wznowiona na nieco innych warunkach. Może czas przestać się cackać, przytulać i żałować. Potrzeba trochę twardej ręki, choć i tak to wszystko może nie wypalić. Dziś pana były klub FC Porto gra pierwszy mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów z Juventusem Turyn. Jak pan widzi szansę zespołu z Portugalii w konfrontacji ze "Starą Damą"? - Trochę słabo widzę te szanse. Zespołowi nie za bardzo szło w ostatnich meczach, także w Pucharze Portugalii. Żeby zbudować się na takie trudne mecze jak z Juventusem, to trzeba zwyciężać swoje spotkania, a Porto ostatnio pogubiło trochę punktów. Chciałbym, żeby mój były klub nie przegrał tego pierwszego pojedynku. Jeżeli będzie remis, to będę zadowolony. Sercem jestem oczywiście za "Smokami". Będę mocno trzymał kciuki za niebieskich. Rozmawiał Zbigniew Czyż