Mioduski podczas rozmowy z kibicami Legii zorganizowanej na Twitterze powiedział między innymi, że od czasu do czasu zdarza mu się "op..." dyrektora sportowego klubu Radosława Kucharskiego. To, zdaniem Dziekanowskiego, jest absolutnie niedopuszczalne. "Takie wypowiedzi z ust właściciela najbogatszego klubu w kraju, członka struktur europejskiej piłki po prostu nie przystoją" - napisał w felietonie dla "Przeglądu Sportowego". Od tej wypowiedzi kryzys w Legii jeszcze się pogłębił i "tymczasowy" trener Marek Gołębiewski zapewne również niebawem pożegna się z posadą. Według informacji podanej przez Sebastiana Staszewskiego, w rolę kolejnego ratownika ma wcielić się Leszek Ojrzyński, z którym mają być prowadzone rozmowy. Jednak polityka związana z zatrudnianiem kolejnych szkoleniowców przez Mioduskiego u wielu związanych z mistrzem Polski osób budzi negatywne odczucia. I do tego również odniósł się Dziekanowski. "Klub z Łazienkowskiej ma ambicję, by mieć trenera na lata, jak w Arsenalu, czy Manchesterze United, ale to hasło "trener na lata" w Warszawie stało się żartem, drwiną, ironią. Bo na razie Legia jest miejscem, gdzie zatrudniane osoby przychodzą ze świadomością, że jest to dla nich "pocałunek śmierci". Ale, że finansowe wynagrodzenie za wystawienie policzka do takiego pocałunku się zgadza, to kandydatów nie brakuje" - pisał ironicznie "Dziekan". Pobicie piłkarzy Legii Sytuację pogarsza fakt, że według informacji "Interii" po meczu z Wisłą Płock, przegranym przez Legią 0-1, warszawscy kibice pojechali za autokarem z piłkarzami, a następnie weszli do środka, wymierzając zawodnikom "sprawiedliwość". W zdarzeniu miało ucierpieć kilku legionistów, w tym Mahir Emreli, który według doniesień ma żądać rozwiązania umowy z winy klubu. CZYTAJ TEŻ: W Azerbejdżanie radzą Emrelemu, żeby jak najszybciej opuścił Legię