Na cztery kolejki przed końcem rozgrywek Ekstraklasy prowadząca Legia o dwa punkty wyprzedza Lecha. W walce o tytuł liczą się już tylko te dwa zespoły, gdyż trzeci w tabeli Piast Gliwice traci do lidera aż 18 punktów. Wynik zaplanowanego na godzinę 13.30 w sobotę starcia Legii z Lechem może mieć decydujące znaczenie dla losów walki o tytuł. "Legia potrafi przegrać z każdym" - Faworytem sobotniego meczu jest Legia Warszawa, gdyż gra u siebie, poza tym ma większy potencjał, po prostu ma lepszych piłkarzy - uważa Dziekanowski, który grał w warszawskim klubie w latach 1985-89 oraz 1993-94. Jest jednak pewne "ale". - Legia obecnie sama robi sobie bałagan. W finale Pucharu Polski ze Śląskiem Wrocław pokazała, że kiedy minimalizm wkracza do drużyny, Legia potrafi przegrać z każdym. Nie jest to tak mocny zespół, by, nie przykładając się, był w stanie wygrywać z zespołami przeciętnymi, jak Śląsk - ocenia popularny "Dziekan". Tymczasem marzący o mistrzostwie Polski po dwóch latach przerwy poznaniacy są ostatnio "w gazie". Podopieczni Mariusza Rumaka wygrali siedem ostatnich meczów w lidze i zaczęli straszyć Legię, która jeszcze kilka tygodni temu wydawała się być jedynym kandydatem do mistrzostwa. Zdaniem Dziekanowskiego, Legia Jana Urbana w każdej formacji ma nieznacznie lepszych piłkarzy od Lecha, "ale jako zespół w ostatnich meczach to Lech prezentuje się lepiej, gra bardziej do przodu, płynniej. Poznaniacy łatwiej niż Legia przechodzą z obrony do ataku, robią to na większej szybkości, natychmiast znajdują się w sytuacjach bramkowych. To budzi uznanie". - Problemem Legii jest to, że indywidualności nie zawsze grają dla drużyny. Chodzi o to, by to zmienić, by gra miała płynność - podkreśla Dziekanowski. Ostatnio to indywidualności Lecha, jak Fin Kasper Hamalainen, czy Węgier Gergo Lovrencsics prezentują się korzystniej i więcej dają swojej drużynie. "Nie tak się to załatwia" Przed ważnym meczem Legia ma jeszcze jeden problem, tzw. aferę dyskotekową. Po finałowym meczu Pucharu Polski ze Śląskiem dwaj serbscy piłkarze Legii Danijel Ljuboja i Miroslav Radović, według doniesień medialnych, zbyt długo bawili się w nocnym klubie, a Radović miał nawet proponować drinka prezesowi Legii, którego tam spotkał. Legia ostro zareagowała na występek piłkarzy. Prezes Bogusław Leśnodorski mówił nawet o możliwości rozwiązania kontraktów z zawodnikami. Ostatecznie doświadczonego 34-letniego Ljuboję odsunięto od drużyny, a Radovicia tylko ukarano finansowo. Zdaniem Dziekanowskiego afera może źle wpłynąć na Legię przed meczem z Lechem. Były piłkarz warszawskiego klubu uważa, że z Ljuboi zrobiono w Legii kozła ofiarnego. - Nie w taki sposób załatwia się sprawy z piłkarzami, zwłaszcza w końcówce sezonu. W większości meczów w barwach Legii Ljuboja grał na wysokim poziomie. Gdy w dwóch-trzech spotkaniach zaprezentował się gorzej, Legia zaczęła mu wytykać błędy, jakie wcześniej popełniał. Stało się to w momencie, gdy dla Legii było to najbardziej korzystne - stwierdził nasz rozmówca. Nieoficjalnie mówiło się bowiem, że Legia chce się Ljuboi pozbyć, a rzekoma afera to pretekst dla klubu, by nie mieć w tym względzie skrupułów. Według "Dziekana", umiejętność pracy z trudnymi zawodnikami, za jakiego uważa się Ljuboję, jest dużą sztuką. - Chodzi o to, by wady takich piłkarzy zamienić na plusy, by było to z korzyścią dla drużyny. "Legia robi aferę" - Zamieszanie z Ljuboją to działanie słabych ludzi z Legii, którzy nie potrafią prowadzić zawodników. Na pięć kolejek przed końcem sezonu klub robi aferę. Przedstawia się Ljuboję, jako zbyt dużo zarabiającego (300 tys. euro za obecny sezon, pół miliona euro za pierwszy sezon - przyp. red.) ... A przecież ktoś podpisał z nim taką umowę i do tej pory wszyscy byli zadowoleni. Ktoś kiedyś uznał, że Ljuboi należą się takie pieniądze - dziwi się nagłemu niezadowoleniu z piłkarza Dziekanowski. Dni Serba w warszawskim klubie wydają się policzone. - Już za daleko sprawy zaszły. Ani Legia, ani Ljuboja nie czuliby się w przyszłym sezonie zbyt dobrze współpracując ze sobą - uważa były piłkarz klubu z Łazienkowskiej. Jak mówi Dziekanowski, prezes Legii ściągnął z Polonii Warszawa Władimera Dwaliszwilego, by udowodnić, że zasługi prezesa dla klubu są duże. - Promuje się Dwaliszwilego kosztem Ljuboi, a można było wykorzystać potencjał i jednego, i drugiego. Liga Mistrzów nie dla nas? O mistrzostwo Polski walczą dwa najmocniejsze kluby w Polsce, kluby o najwyższych budżetach i szerokiej rzeszy kibiców. W sobotę przekonamy się, który z zespołów przybliży się do tytułu mistrzowskiego. - Biorąc pod uwagę budżet, warunki jakie mają Legia i Lech, przy odpowiednim doborze zawodników zawsze powinny walczyć o najwyższe cele. Inne kluby wyraźnie odstają - mówi "Dziekan". Pozostaje jeden problem. Bez względu na to, czy mistrzem Polski będzie Legia, czy Lech, w takich składach każdy z tych zespołów będzie miał ogromne kłopoty z zakwalifikowaniem się do Ligi Mistrzów, co nie udało się żadnemu polskiemu klubowi przez ostatnie 17 lat. - Teraz też będzie o to bardzo ciężko - podsumowuje Dziekanowski. Autor: Waldemar Stelmach Zapraszamy na relację NA ŻYWO z meczu Legia Warszawa - Lech Poznań Ekstraklasa: Wyniki, strzelcy, tabela