Właściciele klubu zapowiadają, że zakazów będzie ponad 50. - Chcemy, aby były one maksymalnie długie. Żałujemy, że nie mamy możliwości wręczania dożywotnich zakazów wstępu - mówi Leśnodorski. Mistrzowie Polski chcą też zmiany regulaminów stadionów. Oprócz dłuższych zakazów, domagają się także wlepiania winnym dotkliwych kar finansowych. - To byłby dobry sposób, aby egzekwować porządek - dodaje. Legia chce uniknąć zamknięcia stadionu, ale praktycznie nie ma na to żadnych szans. Policja już wystąpiła do wojewody o zamknięcie obiektu na trzy najbliższe mecze z Lechem Poznań, Wisłą Kraków i Zawiszą Bydgoszcz. Włodarze klubu, choć zapewniają, że przyjmą ze zrozumieniem każdą decyzję władz, uważają, że to niepotrzebne stosowanie odpowiedzialności zbiorowej. - Ukarzmy maksymalnie winnych i nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Rozgrywanie meczów bez publiczności spowoduje, że to bandyci wygrają, decydując, kiedy i w jakich warunkach ma być rozegrany mecz - podkreśla Dariusz Mioduski. W klubie w ciągu najbliższych dni ma zostać przeprowadzony audyt wewnętrzny dotyczący poziomu bezpieczeństwa. Leśnodorski ma mnóstwo uwag do pracy ochrony. - Nie zachowali się w sposób odpowiedni. Nie reagowali na to, co działo się na trybunach - twierdzi. Ma rację. Stewardzi nie zrobili nic, aby zatrzymać hordy kibiców Legii przedzierające się w stronę sektora fanów Jagiellonii. Ochroniarze nie reagowali także wtedy, gdy goście z Białegostoku próbowali wyważyć bramę. Nie popisali się także przy rewidowaniu kibiców. Fani "Jagi" wnieśli na stadion kilkadziesiąt petard hukowych. Prawdopodobnie od najbliższego meczu ochroną obiektu zajmie się inna firma. Kolejną ofiarą zadymy będzie najprawdopodobniej Wojciech Hadaj. Spiker nie potrafił wpłynąć na zachowanie kibiców, a widząc szalejącą zadymę, krzyczał do kibiców "Jagi", że i tak nigdy nie zdobędą mistrzostwa. - Kwestia spikera zostanie w najbliższym czasie rozwiązana - kategorycznie mówi Leśnodorski. Legia chce też szerokiej współpracy z wojewodą, policją, Ekstraklasą i PZPN. - Musimy to zrobić dla dobra nie tylko klubu, ale też polskiej piłki. Trzeba wypracować postanowienia, które wcielimy w życie - mówi Mioduski, sugerując, że dotychczasowe rozwiązania są nieskuteczne. - Jak pokazało życie zamykanie trybuny i stadionów do niczego nie prowadzi, tylko sprawia, że wysyłamy czytelny sygnał do bandytów, że to oni mogą decydować, co dzieje się na stadionie. Zamykając cały stadion stosujemy odpowiedzialność zbiorową i pokazujemy bezsilność. A my nie jesteśmy bezsilni, bo zarówno klub jak i władze mają odpowiednie instrumenty, aby eliminować takie zachowania - twierdzi główny udziałowiec klubu. Sprzeczne informacje napływają na temat interwencji policji na stadionie. Do wyważenia bramy doszło w 38. minucie meczu. Policjanci pojawili się na trybunie dopiero sześć minut później. Zdaniem policji wszystko tak długo trwało, bo zamknięta była brama wejściowa i oddziały prewencji musiały ją najpierw staranować, aby ruszyć do akcji. Innego zdania jest Leśnodorski. - To nie jest prawda, że brama była zamknięta. Około 30. minuty pojawiłem się w centrum bezpieczeństwa. Od wydania decyzji policja wkroczyła na stadion w dwie minuty - twierdzi. Jeśli mówi prawdę, to i tak pismo do szefa prewencji zostało wysłane zbyt późno. Skoro oddziały pojawiły się po 120 sekundach, to oznacza, że Legia wezwała pomoc dopiero w 41. minucie, kiedy od dobrych trzech minut na trybunie szalała zadyma. Prezes PZPN Zbigniew Boniek już zapowiedział gigantyczne kary. - Kary na pewno będą dotkliwe i musimy je ponieść - przyznał Bogusław Leśnodorski. Autor: Krzysztof Oliwa