Olgierd Kwiatkowski, Interia: Podczas prezentacji zespołu powiedział pan, że pojawiła się propozycja, by rozbudować klubowe muzeum. Trzeba to zrobić już teraz czy może poczekać jeszcze rok na następne trofea? Piotr Stokowiec, trener Lechii Gdańsk: - To był żart. Pasował do sytuacji. Ale nie spodziewaliśmy się tego, że to będzie dla nas tak dobry sezon - Puchar Polski, trzecie miejsce w lidze, teraz zdobyliśmy Superpuchar. Dziś nie zadeklaruję wywalczenia kolejnych trofeów. Skupiam się na pracy, ale to konsekwencją ciężkiej pracy są trofea. Zaczyna się liga. Czy z pana punktu widzenia zostały spełnione wszystkie warunki, żeby Lechia walczyła w nadchodzącym sezonie o tytuły? - Nie wszystkie: Atletico sprzątnęło nam sprzed nosa Joao Feliksa, a Neymar się ociąga. Ale pomijając brak Feliksa i Neymara w Lechii, czy przygotowania i dokonane transfery satysfakcjonują pana? - Przygotowania przebiegły tak, jak tego chcieliśmy. Mieliśmy dwa zgrupowania. Celowo wybraliśmy ośrodek w niedalekim Cetniewie. Mieliśmy tam bardzo dobre warunki. Transfery były skrojone na naszą kieszeń. Dokonaliśmy ich w maju, bo chcieliśmy jak najwcześniej rozpocząć przygotowania z kadrą, która przystąpi do rozgrywek. Dlatego już w maju, odeszli zawodnicy, których fajnie pożegnaliśmy, a zakontraktowaliśmy nowych. Może jeszcze dojdzie do jakiegoś ekstratransferu. Jestem realistą. Wiem, na czym stoję, wiem, jakim budżetem dysponujemy, wiem, że nie możemy sobie pozwolić na wiele więcej. Jestem zadowolony z tego racjonalizmu, bo nie mamy już problemów natury płynności finansowej. Ale w takim razie, czy można myśleć o kolejnych trofeach, jeżeli nie można sobie pozwolić na więcej niż inni? - Jak życie pokazuje, to można marzyć, ale trzeba spełnić wiele warunków. Pierwszy - ta kadra nie powinna być osłabiona, a tego nie można wykluczyć. Drugi, że nikt nie odniesie kontuzji i to już jest loteria. Ale można ograniczyć możliwość występowania kontuzji. Dlatego mocno pracujemy nad motoryką, uważnie monitorujemy stan zdrowia zawodników, kadra jest szersza, żebyśmy mogli rotować piłkarzami. W Lechii jest chyba zdecydowanie lepiej niż rok temu o tej porze? - Nie da się tego porównać. Rok temu zbieraliśmy się po armagedonie, który przeszedł przez szatnię. Tę sytuację wywołaliśmy sami, ale wiedzieliśmy, że taki wstrząs jest niezbędny. Nie wiedzieliśmy do końca, czego możemy się spodziewać w sezonie. Wyszło dobrze. Teraz jest bardziej stabilnie, panujemy nad sytuacją, ale wynik sportowy to jest składowa wielu czynników. W sporcie trudno jest zaprogramować sukces. Nie powiem, że skoro teraz ułożyliśmy sobie życie w drużynie, to od razu będziemy wszystko wygrywać. W wywiadzie dla TVP, udzielonym na zgrupowaniu w Gniewinie, powiedział pan, że "nie pracujecie lżej niż w Bundeslidze". Jeśli tak jest, to dlaczego Lechia nie gra na poziomie klubu Bundesligi? - Temat rzeka. Ale choćby dlatego, że tam zawodnicy mają dużo wyższe umiejętności i wszyscy są gotowi na wysokie obciążenia i intensywność. Potrafią na przykład: na pełnej szybkości dośrodkować z 20 razy - 18 w ten sam punkt. U nas piłkarze robią to - zakładając podobną intensywność ćwiczenia - 8 może 10 razy na 20. A jeśli się tacy pojawiają to są wyjątki. Tam mają po czterech zawodników o tych samych umiejętnościach i predyspozycjach psychofizycznych na konkretną pozycję. A my? Jednego, najwyżej dwóch. A jeśli jest już taki piłkarz, to ciężko go zatrzymać, bo nie wytrzyma tego budżet. To jest ta różnica między Ekstraklasą i lepszymi zachodnimi ligami. Pan chwali polską piłkę, szczególnie słyszalne to było po finale Pucharu Polski. Nie na wyrost, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę wyniki klubów w europejskich pucharach? - My potrafimy grać co najwyżej ze średnimi drużynami europejskimi, bo mamy kilka drużyn na średnim europejskim poziomie. Brakuje nam dwóch, trzech zespołów ponadprzeciętnych, które regularnie grałyby w fazie grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Nadal uważam, że mamy coraz lepszą ligę, ale dlatego, że jest siedem, osiem drużyn na przyzwoitym średnim poziomie, ale brakuje klubu, który by wyraźnie dominował jak kiedyś: Legia, Wisła, Lech. Jak pan podchodzi do występu Lechii w europejskich pucharach? - Z dużą ekscytacją. To jest dla nas duża szansa. Można zapisać się w historii klubu i gonić swoje marzenia. Nikt nie liczy na polskie zespoły, można więc sprawić niespodziankę i ucieszyć kibiców. Znam ograniczenia. Brakuje nam doświadczenia, obycia, przegrywamy detalami. Kwintesencją jest mecz z Bate Borysow. Niby Piast był lepszy, przynajmniej dorównywał Białorusinom, a jednak finalnie okazaliśmy się żółtodziobami. Zawsze pan lubił wprowadzać do swoich drużyn młodych piłkarzy. Teraz czuje pan pewnie dużą satysfakcję z rozwoju Tomasza Makowskiego. - To kolejne odkrycie. Udało mi się w moim skromnym życiu trenerskim dać nowe życie paru zawodnikom - Wszołkowi, Teodorczykowi, Kubickiemu, Piątkowi, Jachowi, Jagielle. Mówię o tych, którzy z pozycji zero zaczęli grać w młodzieżowych reprezentacjach Polski, potem seniorskich, będąc wcześniej nieznanymi piłkarzami. To nie tylko moja zasługa, bo i trenerów, którzy ich wcześniej prowadzili, ale też samych zawodników i ich ogromnej chęci do pracy. Wszyscy pomagali swojemu talentowi. Tomek ma ogromne serce do grania, ale też polot i jakość. Nie chcę się bawić we wróżenie, co się z nim stanie, czy będzie grał w takiej czy innej lidze. Uważam, że kiedyś powinien trafić do pierwszej reprezentacji. Uważa pan, że wprowadzenie przepisu o obowiązkowym występie młodzieżowca w Ekstraklasie to dobry pomysł? - Rozumiem krytykę tych osób, które uważają, że przymusowe narzucenie takiego regulaminu obniży poziom. Ja popieram ten przepis, bo nie ma innego wyjścia. Nie zmusi się klubów do tego, żeby wprowadzały młodych zawodników. W polskich klubach obowiązuje pragmatyzm i poczucie tymczasowości, a to powoduje, że ściąga się średnich piłkarzy z zagranicy zamiast promować młodych zawodników. Ja jestem za tym pomysłem. I gdyby trzeba było wystawiać trzech młodzieżowców też bym na to przystał, bo za kilka lat zbieralibyśmy tego owoce. Pan będzie zgodnie ze swoim zwyczajem i filozofią budowy zespołu wprowadzał w tym sezonie młodych zawodników? - Nie robię tego z przymusu. Nie działam tak ze względu na przepisy czy szukając poklasku. Zawsze tak robiłem i będę to robił. To jest jedyna słuszna droga dla naszej piłki. Trzeba pamiętać o jednej rzeczy: klub musi sam budować swoje zaplecze w postaci silnej akademii. Trzeba posiadać tych młodych zdolnych zawodników. Nie czuje pan jeszcze rozgoryczenia poprzednim sezonem. Mówi pan o dwóch trofeach, ale była szansa na mistrzostwo Polski. Zdobył je Piast, klub o niższym budżecie niż Lechia. - Przy tej hekatombie kadrowej, która nas dotknęła, absolutnie nie jestem rozczarowany. W tej sytuacji w zespole graliśmy od 30 marca co trzy dni. To niezły wyczyn, że obroniliśmy trzecie miejsce i to sześć kolejek przed końcem sezonu, wygrywając bardzo trudny mecz z Pogonią Szczecin. Piast grał na jednym froncie, co mu pomogło. My zdobyliśmy Puchar Polski, a to uważam za fantastyczny wynik. Teraz sięgnęliśmy po Superpuchar i trochę odgryźliśmy się Piastowi. Ale przyjmujemy z pokorą wyniki poprzedniego sezonu. Nie zamierzamy rozdzierać szat. Popełniają błędy trenerzy, zawodnicy popełniają je również sędziowie i uważam że mecz z Legią miał swoje konsekwencje. Z Piastem to my popełniliśmy błędy. Te dwa mecze były decydujące. Ale nie można obrażać się na rzeczywistość. Z całego serca gratuluję Piastowi tego sukcesu. Kto jest faworytem ligi w tym sezonie? - Życie pokaże, kto i jak przepracował okres przygotowawczy i jakich dokonał transferów. My czy Piast pokazaliśmy, że dobrą organizacją gry i właściwym przygotowaniem fizycznym a nie indywidualnościami albo wysokim budżetem wygrywa się ligę albo Puchar Polski. Takie elementy jak taktyka i motoryka mają ogromne znaczenie. Oczywiście, idealnie byłoby żeby to wszystko połączyć w jedną całość ale to jest pozornie łatwe. Trudno dziś wskazać faworyta. Jest Legia, uważam że są jeszcze silne: Lech, Lechia, Piast, Jagiellonia, Pogoń, Cracovia i pewnie pojawi się jeszcze jakiś "czarny koń", tak jak my w zeszłym sezonie. Mamy 6-7 zespołów które są w stanie wygrać ligę. Ale zwycięstwo w lidze to nie wszystko. To nie jest kwestia przejechania się autobusem po Starym Mieście, to kwestia budowania marki i siły klubu. Wiadomo, że każdy chce wygrać, ale trzeba myśleć o budowaniu klubu na dłużej, nie tylko na jeden sezon. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski