W sparingach "biało-zieloni" pokonali m.in. 3:0 Tatrana Presov, 1:0 Spartaka Nalczik, 4:0 Olimpię Grudziądz oraz 6:2 OKS Olsztyn. - Nie przeceniam wartości takich spotkań, niemniej cieszę się z tych zwycięstw. Na pewno wpłyną pozytywnie na psychikę piłkarzy, a nas, szkoleniowców, utwierdziły w przekonaniu, że obraliśmy właściwą koncepcję treningów. Do dotychczasowych przygotowań, a byliśmy na dwóch obozach, nie mam żadnych zastrzeżeń - powiedział trener Lechii Tomasz Kafarski. - Poza korzystnymi wynikami jestem również zadowolony ze stylu gry. Muszę przyznać, że w wielu meczach zaprezentowaliśmy niezły futbol. Te wygrane na pewno nie sprawią jednak, że nagle spoczniemy na laurach. Rozgrywki ligowe stawiają trochę większe wymagania niż seria sparingów. W ekstraklasie dochodzi dodatkowy stres oraz większa determinacja rywali - zaznaczył. W porównaniu do rundy jesiennej w Lechii nie zaszły wielkie zmiany. Kilku młodszych zawodników, jak Robert Hirsz, Jakub Kawa i Piotr Kasperkiewicz zostało wypożyczonych do klubów z niższych klas. Na tej samej zasadzie rezerwowy bramkarz Mateusz Bąk wyjechał do portugalskiego Maritimo Funchal. Z kolei stoper Jacek Manuszewski przeszedł do trzecioligowego Orkana Rumia, a napastnik Andrzej Rybski trafił do grającego w drugiej lidze bydgoskiego Zawiszy. Trzon zespołu nie zmienił się, bo akurat zawodnicy, którzy odeszli, sporadycznie pojawiali na boisku. W przerwie zimowej na Traugutta pojawiło się dwóch nowych piłkarzy. Z Cypru powrócił lewy obrońca Łukasz Kosznik, a ze Skonto Ryga trafił do Gdańska środkowy pomocnik Olegs Laizans, który będzie trzecim Łotyszem w Lechii. Ta dwójka ma szanse, by piątkowy mecz z Odrą w Wodzisławiu rozpocząć w podstawowym składzie. Pewniakiem wydaje się również Tomasz Dawidowski, który po licznych zdrowotnych perypetiach wrócił w Lechii do dawnej dyspozycji. - Na pewno jesteśmy bliżej niż dalej wytypowania składu na pierwszy mecz, niemniej takiej decyzji jeszcze nie podjęliśmy - wyjaśnił szkoleniowiec gdańskiej drużyny, który nadal zamierza grać systemem 4-3-3. Już dawno zapadła natomiast w Lechii decyzja dotycząca systemu wynagradzania. Po każdym wygranym bądź zremisowanym spotkaniu "biało-zieloni" otrzymują tylko 60 procent premii, a reszta jest "zamrażana" i zostanie wypłacona dopiero po zakończeniu rozgrywek. - Ale tylko pod warunkiem, że zespół zajmie co najmniej ósme miejsce. W przypadku niższej lokaty piłkarze nie zobaczą tych pieniędzy - wyjaśnił rzecznik prasowy Lechii, Błażej Słowikowski. - Dodatkowa pula ustalona została także za zajęcie wyższych miejsc. Najwyżej, na dwa miliony, wyceniliśmy zdobycie tytułu mistrza Polski. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że szanse mamy znikome, ale to jest sport i na każdą ewentualność trzeba być przygotowanym.