Na inaugurację Ekstraklasy Lechia przegrała w Płocku z Wisłą 1-2, jednak w sobotę gdańszczanie będą mieli okazję do rewanżu. - I nic innego nie ma znaczenia. W Płocku prowadziliśmy 1-0, ale przegraliśmy 1-2. Zaliczyłem wtedy asystę, ale teraz liczę na coś więcej, a zwłaszcza na trzy punkty. Wiem, że jesteśmy w stanie je wywalczyć - zapewnił. Peszko uważa, że beniaminek Ekstraklasy nie zaprezentuje w Gdańsku zbyt ofensywnego futbolu. - W tym meczu rywale się cofną, a my będziemy skazani na atak pozycyjny. Nie możemy się jednak nadmiernie odsłonić, bo Wisła ma szybkich skrzydłowych oraz silnego napastnika i może nas skontrować. Musimy grać spokojnie i cierpliwie, kontrolować to spotkanie oraz wykorzystać sytuacje, które zapewne sobie wypracujemy - dodał. 31-letni boczny pomocnik nie ukrywa sentymentu do płockiego klubu, w którym miał okazję występować. - Rozegrany w lipcu mecz był dla mnie jednym z najbardziej szczególnych w życiu, bo bodajże po 10 latach pojawiłem się w Płocku jako piłkarz. Do tego miasta, gdzie mam rodzinę i znajomych, zawsze natomiast zajeżdżałem, kiedy wracałem z Niemiec do Polski. Dobrze się znam z prezesem Kruszewskim i trenerem Kaczmarkiem, którym muszę podziękować, bo zawsze mogłem liczyć na ich pomoc i ludzkie podejście. Bezinteresownie przygarnęli mnie, kiedy Kolonia spadła z Bundesligi, a ja przed wyjazdem do Anglii nie miałem klubu. Dzięki ich życzliwości trenowałem z Wisłą, a nawet jeździłem z nią na zgrupowania - przypomniał. Popularny "Peszkin" z powodu żółtych kartek nie zagrał w ostatnim ligowym meczu z Pogonią Szczecin. Z trybun obejrzał również towarzyskie spotkanie reprezentacji Polski ze Słowenią. - Dzień przed meczem we Wrocławiu niefortunnie i przypadkowo zderzyłem się z Kubą Błaszczykowskim. Pod palcem pojawił się krwiak, który został co prawda szybko przekłuty, ale i tak nie mogłem założyć buta. Z trenerem Nawałką ustaliliśmy, że nie ma sensu podejmować ryzyka, bo nie jest to spotkanie u punkty. W środę normalnie już trenowałem i jestem zdolny do gry. W sobotę wracam na boisko - stwierdził. W czwartek wychowanek Nafty Jedlicze przedłużył kontrakt z Lechią do 30 czerwca 2020 roku. Zawodnik podkreślił jednocześnie, że była to inicjatywa klubu, a negocjacje trwały niezwykle krótko. Warunki nowej umowy zostały ustalone w trakcie jednego spotkania. - Dla piłkarza nie ma bardziej komfortowej sytuacji niż znać swoją przyszłość. Nie drżałem co prawda z niepewności, bo miałem ważny kontrakt z Lechią jeszcze przez 1,5 roku i nie musiałem zabiegać o jego przedłużenie. To była propozycja klubu, na którą z pewnością wpływ miała prezentowana przeze mnie ostatnio forma. Zdecydowałem się na ten krok, bo czuję się w Gdańsku bardzo dobrze, gram w klasowej drużynie, a współpraca z trenerem układa się znakomicie. Gdyby latem pojawiła się lukratywna oferta z czołowego klubu Bundesligi, gdzie chce grać 90 procent piłkarzy naszej ligi, to bym ją rozważył, ale generalnie chcę związać się z Lechią na dłużej - powiedział. Jeden z liderów biało-zielonych przekonuje, że jego zespół cieszy się w kraju coraz większą renomą i ma potencjał, aby przez wiele lat odgrywać w Ekstraklasie wiodącą rolę. - Chciałbym, żeby mówiło się nie tylko o Legii i Lechu, ale także o Lechii. I jesteśmy na najlepszej drodze, aby to osiągnąć. Już teraz nasz zespół stanowi spory magnes, bo w różnych miejscowościach kibice przychodzą nie tylko na swoją drużynę, ale także na Lechię. Wiedzą, że jest to dobra ekipa, która prezentują niezłą piłkę. Chcemy to potwierdzić w ostatnich meczach tego roku. Trzy najbliższe spotkania na własnym stadionie z Wisłą, Górnikiem Łęczna i Śląskiem musimy rozstrzygnąć na swoją korzyść, bo nie możemy tracić punktów jak w konfrontacjach z Arką i Pogonią - podsumował Peszko. <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-R-polska-ekstraklasa-2016-2017,cid,3" target="_blank">Ekstraklasa - zobacz wyniki, strzelców, składy, terminarz i tabelę</a>