Lechia awansowała do finału Pucharu Polski, bo w półfinale potrafiła zremisować z Lechem na jego stadionie, a później wygrała 4-3 konkurs rzutów karnych. Mecz w Poznaniu miał niesamowitą dramaturgię. Były zwroty akcji, szczególnie w konkursie rzutów karnych, w czasie których nastąpiła zmiana kontuzjowanego bramkarza. To niesłychanie rzadka sytuacja w piłce nożnej. Lech był zdecydowanym faworytem pucharowego półfinału. "Kolejorz" ostatnio w lidze ograł zarówno lidera tabeli Legię Warszawa oraz wciąż aktualnego mistrza Polski, Piasta Gliwice. Z kolei Lechia w rundzie finałowej złapała dobrą passę, która została brutalnie przerwana przez Cracovię. "Pasy" rozprawiły się z piłkarzami Piotra Stokowca 3-0 i to w Gdańsku. Po takim nokaucie mogą opaść skrzydła. Przebieg meczu w Poznaniu potwierdzał prognozy, to Lech miał piłkę, a Lechia zgodnie z budowlanym rodowodem starała się "murować" własną bramkę. Wychodziło to nieźle, "Kolejorz" nie miał wiele miejsca na rozegrania akcji, jednak taka postawa stwarzała pole do strzałów z dystansu. Celował w tym zwłaszcza 21-letni Jakub Moder, który mocnymi "torpedami" ostrzeliwał bramkę Zlatana Alomerovicia. Bramkarz Lechii zgodnie z tradycją zastąpił w meczu pucharowym, broniącego w lidze Duszana Kuciaka. Można się zastanawiać czy Słowak obroniłby strzał Daniego Ramireza, ale to już historia. Jeśli Serb z niemieckim paszportem popełnił przy wyrównującym golu minimalny błąd to z nawiązką zrehabilitował się w serii rzutów karnych. W tym konkursie Lech miał dwie piłki meczowe, ale jednak Alomerović wybronił zarówno strzał Filipa Marchwińskiego jak i wspomnianego Ramireza. Koncertowe parady bramkarza Lechii do tego stopnia zdeprymowały Kamila Jóźwiaka, że kopnął "Panu Bogu w okno".