Wyniki, terminarz i tabela T-Mobile Ekstraklasy W rozegranej w maju ostatniej i wyjątkowo ekscytującej konfrontacji tych zespołów na PGE Arenie zanotowano remis 4-4. Gospodarze przegrywali już 2-4, ale w doliczonym czasie gry zdołali strzelić dwa gole. Było to zresztą spotkanie, w którym zdobyto najwięcej bramek w poprzednim sezonie. Pół roku później kolejna potyczka tych drużyn w Gdańsku stała na katastrofalnym poziomie i nie dostarczyła praktycznie żadnych emocji. Piłkarze Lechii jak i Ruchu zaprezentowali prawdziwy festiwal nieporadności. Do przerwy zespoły oddały po jednym celnym strzale. W 7. minucie, po rzucie rożnym egzekwowanym przez Mateusza Machaja, główkował Sebastian Madera, ale były bramkarz Lechii Michał Buchalik popisał się skuteczną interwencją i wybił piłkę spod poprzeczki. Z kolei w 29. minucie golkiper gdańskiego zespołu Mateusz Bąk miał spore problemy z obroną niezbyt trudnego strzału z rzutu wolnego Filipa Starzyńskiego. Tuż przed końcem pierwszej połowy przed szansą stanął Piotr Grzelczak. Po podaniu Piotra Wiśniewskiego napastnik gospodarzy znalazł się sam na sam z Buchalikiem, minął bramkarza rywali, ale z ostrego kąta nie zdołał umieścić piłki w pustej bramce. Po przerwie piłkarze obu zespołów również solidarnie zanotowali po jednym celnym uderzeniu. W 55. minucie strzał Pawła Dawidowicza obronił Buchalik, a siedem minut później, po zagraniu Grzelczaka, Wiśniewski posłał piłkę z 14. metrów obok bramki. Z kolei w 76. minucie ponownie strzał Starzyńskiego w środek bramki sprawił sporo kłopotów Bąkowi. Poza tym na murawie PGE Areny dominował totalny chaos. W tym meczu mnóstwo było niecelnych zagrań, fauli i kiksów. Swojej dezaprobaty dla postawy zawodników nie omieszkali wyrazić także kibice. Powiedzieli po meczu: Jan Kocian (trener Ruchu Chorzów): - Wywalczyliśmy jeden punkt, niemniej nie jestem zadowolony z naszej postawy. Obrona funkcjonowała co prawda przyzwoicie, bo Lechia nie miała zbyt wielu dogodnych sytuacji do strzelenia gola, ale atak spisywał się wyjątkowo kiepsko. W tym spotkaniu praktycznie w ogóle nie zagroziliśmy bramce rywali. W dodatku przez nieumiejętne rozgrywanie piłki i straty sami narażaliśmy się na kontry gospodarzy. Liczyliśmy w Gdańsku na coś więcej niż remis, niemniej byliśmy za mało aktywni, aby myśleć o zwycięstwie. Był to zdecydowanie najsłabszy mecz Ruchu pod moją wodzą. Michał Probierz (trener Lechii Gdańsk): - W ostatnich spotkaniach chorzowianie regularnie zdobywali bramki i pokazali, że ich atutem jest gra w ofensywie. Tymczasem w tym meczu goście nie stworzyli sobie żadnej dogodnej okazji, a my takich sytuacji mieliśmy kilka. Jedną z nich zmarnował Piotr Grzelczak, który tuż przed przerwą miał obowiązek pokonania bramkarza Ruchu. W drugiej połowie uporządkowaliśmy grę i zepchnęliśmy rywali do głębokiej defensywy. Nieźle to w naszym wykonaniu wyglądało, niemniej zabrakło nam cwaniactwa, bo oddaliśmy Ruchowi za dużo piłek. W tym roku czekają nas jeszcze cztery spotkania, w tym trzy na wyjeździe, które znacząco mogą odpowiedzieć na pytanie, czy znajdziemy się w pierwszej ósemce. Lechia Gdańsk - Ruch Chorzów 0-0 Żółta kartka - Lechia Gdańsk: Jarosław Bieniuk, Wojciech Zyska, Daisuke Matsui. Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa). Widzów 9˙846.