W latach 90. zaliczył 19 spotkań w reprezentacji Polski, ale większość kariery spędził w zagranicznych klubach. Później na stałe osiadł w Stanach Zjednoczonych. W latach 2007 - 2009 prowadził reprezentację młodzieżową tego kraju, był także asystentem selekcjonera seniorskiej kadry Boba Bradley’a. W 2016 r. wrócił do Polski i został trener Lechii Gdańsk. Od kilku tygodni jest jej dyrektorem sportowym. Piotr Jawor, Interia: Był pan najdłużej pracującym trenerem w Ekstraklasie w jednym klubie. Teraz oddaje pan pałeczkę Adamowi Owenowi, którego sam pan do Gdańska sprowadził. Piotr Nowak (dyrektor sportowy Lechii Gdańsk): Adam ma bardzo dużo doświadczenie. Jest asystentem w reprezentacji Walii, był w 3-4 topowych klubach, nie mówiąc o akademiach. Facet ma wielki warsztat. Czasem trener, który jest zbyt długo, staje się nudny. Staje się dla zawodników rutyną, prozą życia. Z tygodnia na tydzień ta sama osoba, ta sama motywacja, to samo przesłanie. Dlatego chciałem Adama już w tamtym roku i widzę, że on ma zupełnie inne doświadczenie i podejście niż ja, a to dobry układ. Czasem mu asystuję, by lepiej poznał zespół pod kątem mentalnym. Fizycznie i piłkarsko już ich dobrze zna. Co poszło nie tak, że pana Lechii ciągle brakowało czegoś, by zająć miejsce dające co najmniej miejsce w europejskich pucharach? - Jest różnica między byciem dobrym a wspaniałym zespołem. Jedno kopnięcie czy jeden gwizdek może zmienić sytuację. W poprzednim sezonie w rundzie mistrzowskiej zdobyliśmy 15 na 21 punktów, bo całą wiosnę szukaliśmy szyfru, który otworzy sejf. Trochę w lewo, trochę w prawo, aż w końcu zaskoczyło. Początek sezonu był słabszy, bo wypadło nam czterech zawodników. Liczę, że wkrótce znów ten szyfr zaskoczy i sejf stanie przed nami otworem. Choć przez chwilę żałował pan, że wrócił do Polski? - Miałem obawy i wątpliwości, ale powiem otwarcie i z satysfakcją - nigdy. Zastanawiałem się, jak odnajdę się w polskiej piłce, ale prezes Adam Mandziara utwierdził mnie w przekonaniu, że to może być dla mnie wyzwanie. Rozłąka z rodziną nie jest łatwa, bo jestem tutaj sam, ale wspólnie uznaliśmy, że to dla mnie niezmiernie ważne, by skupić się na czymś totalnie, a nie oddawać się prozie życia. Nie jest łatwo, ale miałem się skupić tylko i wyłącznie na pracy. I jak pan ocenia efekty? - Przez dwa lata rozwinęliśmy się, nie stoimy w miejscu. Między innymi dlatego przyszedł Adam Owen, by w pewnych rzeczach pomóc. Ja też mu asystuję i ta współpraca jest da mnie bardzo ważna. Nie zamykamy się w kręgu tu i teraz, ale patrzymy co możemy zrobić lepiej. Musimy się otworzyć na świat! Co z codziennych rzeczy najbardziej zdziwiło pana po powrocie do Polski? - Mocno zaskoczyło mnie, że nie było żadnej różnicy między stylem życia tu i w USA. Oczywiście, że zachwyciły mnie stadiony, infrastruktura, ale też ludzie. Czasem jest śmiesznie, gdy mnie spotykają i zaczynają zagadywać po angielsku, bo myślą, że ja już polskiego nie znam. Polacy stali się bardziej otwarci na świat. Łapiemy dużo doświadczeń, ale nie tracimy polskiej tożsamości. Ale w porównaniu z wiecznie podnieconymi Amerykanami nie wychodzimy na naród marudny? - Mam podobną filozofię jak mój przyjaciel Stasiu Czerczesow: Nie ma problemów, są tylko i wyłącznie pytania. Ja z wielu rzeczy się wyłączam, nie absorbuję umysłu rzeczami, o których jutro zapomnę. Czasem chłopaki przychodzą i mówią: Trenerze, widział pan co się stało w Bangladeszu? Jasne, przyjmuję to do wiadomości, ale to mnie przesadnie nie zajmuje. I tak właśnie żyją Amerykanie - patrzą na przyszłość rodziny, firmy, czy klubu, ale nie zajmują się niczym więcej. Tak też jest w szkole - u nas się uczy wszystkiego, a tam są trzy podstawowe przedmioty, reszta to drobnostki, które tylko wypełniają czas. Jak to się ma w odniesieniu do Lechii? - Pod kątem klubu jest dużo rzeczy, które chciałby się nauczyć, poznać je i w Lechii wprowadzić. Ale to nie jest prosta rzecz wziąć konspekt treningowy np. pana Kloppa i przerzucić go na polskie warunki to. Trzeba coś z tego wyciągnąć i dopasować do naszych realiów. Pod tym względem mamy wiele do nadrobienia. Odnoszę wrażenie, że w USA sport to bardziej rozrywka, u nas często walka na śmierć i życie. Zgodzi się pan? - Powiem krótko - nienawidzę przegrywać. Myślę potem co, jak i dlaczego tak się stało? Tylko wygrana potwierdza to, czy wykonujesz dobrą pracę. Amerykański sport się zmienia. Piłka nożna to nie jest top dyscyplin, choć zainteresowanie jest coraz większe. Niedawno Atlanta otworzyła stadion na 70 tys. ludzi i podczas meczu z Orlando był pełny. W mediach zainteresowanie piłką jest jednak zdecydowanie mniejsze niż baseballem czy futbolem amerykańskim. Piłka nożna rozwija się, ale nie w takim tempie jak sądziłem jakieś 10 lat temu. Dziś drużyny opierają się na graczach, którzy wrócili z Europy - Dempsey’u, Altidorze czy Bradley’u. Zarabiają teraz w USA dużo pieniędzy, więc amerykańska młodzież nie jest taka jak kiedyś. Kiedyś ciągnęło ich do Europy, chcieli grać w najlepszych klubach. Teraz takiej potrzeby nie mają, bo MLS ma pieniądze. Nie wiem, czy to dobrze wróży ich piłce. Piłkarze obawiali się pana powrotu z USA, bo miał pan opinię choleryka, który potrafi dać popalić zawodnikom, jeśli nie będą się starali. - Żaden trener nie toleruje lenistwa i chce wycisnąć z piłkarza jak najwięcej. Objąłem Lechię po doświadczeniach z kilkoma trenerami. Ten zespół potrzebował stabilizacji i wiary w umiejętności. Moja rola nie była więc na zasadzie: "Macie zap..., bo jak nie, to ja wam pokażę". Nie, zdawałem sobie sprawę, że potrzebują wsparcia i udowodnienia im, że potrafią dobrze grać w piłkę. Wawrzyniak i Mila byli na ławce, Peszko został okrzyknięty niewypałem całej Ekstraklasy. Krasić i Maloca nie grali. Czy można było ich zmobilizować krzykiem? Zresztą wielu komentatorów dziwiło się: Jak ty możesz tak siedzieć podczas meczu? A przecież ja nie mogę latać i analizować gry jednocześnie. Muszę mieć spokój, cierpliwość i chłodną głowę. Nie mogę się co 30 sekund kłócić z sędziami. Ja miałem piłkarzy zainspirować, a nie straszyć krzykiem, batem czy tym, że nie dostaną wody do picia. Udało się? - Cieszę się, gdy nasi gracze dostają oferty. Np. Milinković-Savić ma potencjał, który pozwala mu być jednym z najlepszych bramkarzy na świecie. Powtarzałem mu: Nawet sobie nie wyobrażasz jak świetnym bramkarzem możesz być. I pracowaliśmy nad nim - zaczęło się od zawiązywania butów, bo na trening zawsze wychodził w rozsznurowanych. Czasem szedł w rękawicach, czasem bez rękawic. Z trenerem Andrzejem Woźniakiem pracowaliśmy nad nim osiem miesięcy - on nad jego fizyczną stroną, ja nad głową. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że piłkarza można nauczyć niemal wszystkiego, ale w seniorach już nie pracuje się nad mięśniami, ale nad głową. I dzięki temu Vania odszedł za 2,5 mln euro. Takie rzeczy sprawiają mi radość. Więc teraz będzie się pan mógł wykazać jako dyrektor sportowy. - Spoczywa na mnie duża odpowiedzialność, ale mam pewne doświadczenie i wiele do zaoferowania - nie tylko w sprawie pierwszej drużyny, ale też akademii. Chcemy w Lechii wprowadzić jeden model kształcenia: od najmłodszych roczników aż do seniorów, by Lechia miała swój rozpoznawalny styl. Rozmowy o mojej nowej roli prowadziliśmy już w poprzednim sezonie. Dyskutowaliśmy jak Lechia ma wyglądać nie tylko dziś, ale także jutro i pojutrze. Teraz będę miał czas, by te idee wprowadzać. Zresztą pierwsza część sezonu służyła temu, by przygotować Adama do prowadzenia zespołu. Dlatego też w części spotkań to on stał przy linii i kierował drużyną. Nie traktuję zmiany funkcji jako pożegnania, ale bardziej powitanie w nowej roli. Chcemy zrobić w Lechii coś innowacyjnego! Rozmawiał w Gdańsku Piotr Jawor Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy