W roli szkoleniowca Arki debiutował w tym spotkaniu Ireneusz Mamrot, który sezon zaczynał za sterami Jagiellonii Białystok. Był blisko znakomitego początku pracy w Gdyni, ale ostatecznie skończyło się na bolesnej porażce.- Ten mecz miał wielką dramaturgię, a my wyjeżdżamy z Gdańska bardzo rozczarowani i niezadowoleni. Prowadząc kilka minut przed końcem 3-2 daliśmy sobie wydrzeć zwycięstwo. Szkoda bramki na 3-3, bo mogliśmy się lepiej ustawić. To był moment, w którym powinniśmy dłużej utrzymać wynik, a wtedy przeciwnikowi na pewno trudniej by się grało. Lechia jednak szybko wyrównała i później mecz do końca był otwarty - mówił po meczu trener Mamrot. W derbach Trójmiasta aż cztery z siedmiu bramek padły po rzutach karnych. W tym decydujący gol, zdobyty przez Flavio Paixao w szóstej minucie doliczonego czasu gry.- Szkoda, bo w ostatniej akcji mieliśmy piłkę na nodze, ale nie udało się jej wybić. W mojej ocenie to była kontrowersyjna sytuacja z rzutem karnym, ale tak jak mówiłem, można było szybciej tę akcję zneutralizować. Później mieliśmy jeszcze swoją sytuację, w której świetnie obronił Dusan Kuciak i przeniósł uderzenie na poprzeczkę. Nie zasłużyliśmy na porażkę, ale w piłce liczy się to, co jest w siatce - twierdzi szkoleniowiec Arki. Mamrot uważa, że kluczowym momentem była strata bramki na 3-3. Arka nie utrzymała koncentracji i choć od 80. minuty prowadziła 3-2, to straciła jeszcze trzy gole - w tym jednego ze spalonego. - W piłce ważne jest, by utrzymać koncentrację po zdobytej bramce. Uważam, że zwłaszcza bramka na 3-3 była przełomowym momentem. Mogliśmy wywieźć z Gdańska zwycięstwo, a wracamy z niczym. Nie brakowało nam zaangażowania, ale zabrakło boiskowego cwaniactwa, utrzymania się przy piłce i wybicia przeciwnika z rytmu - ocenił 49-letni trener.