Piast, z którym Lechia zmierzy się w piątek w Gliwicach, zdobył w dwóch meczach tylko jeden punkt i stracił pięć bramek. - To jest nasz zawód, gramy o pieniądze i o lekceważeniu rywala nie ma mowy - zapewnił Pawłowski. Powrót do polskiej ligi z hiszpańskiej Malagi nie był jednak dla Pawłowskiego zbyt udany. W inauguracyjnym meczu z Jagiellonią w Białymstoku trener Lechii Joaquim Machado zdjął go z boiska już w 40. minucie. - W piłce też są wzloty i upadki. Miałem gorszy dzień i nie wszystko wychodziło mi tak jak powinno. Zresztą cały zespół nie prezentował się wówczas najlepiej, bo do 30 minuty nasza gra wyglądała słabo. Trener musiał coś zmienić i padło na mnie, aczkolwiek chyba czterech chłopaków powiedziało mi, że byli pewni, że to oni zejdą z boiska. Ta terapia szokowa okazała się jednak skuteczna, bo w ten sposób nasz szkoleniowiec pobudził drużynę - dodał. W drugim spotkaniu Machado nie musiał już stosować tak radykalnych metod. Biało-zieloni wygrali 1:0 z Podbeskidziem Bielsko-Biała, a Pawłowski zaprezentował się znacznie lepiej niż w pierwszej konfrontacji. Niewiele też brakowało, aby zdobył swoją inauguracyjną bramkę dla gdańskiego zespołu. - To była moja pierwsza dogodna okazja i mam nadzieję, że w podobnych przypadkach zachowam się w kolejnych meczach lepiej. Trzeba jednak podkreślić, że w tej sytuacji świetnie spisał się bramkarz rywali. Gola nie strzeliłem, ale i tak był to znacznie lepszy występ niż przeciwko Jagiellonii, o czym świadczy fakt, że zostałem wybrany zawodnikiem tego spotkania - przypomniał. Po przyjściu do Lechii lewy pomocnik nie wyznaczył sobie zadania wypełnienia określonej normy bramek i zaliczenia konkretnej liczby asyst. Zależy mu natomiast na stabilności i regularnych występach w ekstraklasie. - Tego właśnie mi ostatnio brakowało. Chcę wrócić na swoje tory i dlatego powinien spędzać na boisku jak najwięcej minut, aby nabrać niezbędnego doświadczenia i obycia. Wszystko sobie ułożyłem w głowie i wiem, że dokonałem dobrego wyboru. Znalazłem się w świetnym miejscu. Przed przyjściem do Gdańska miałem co prawda pewne obawy, ale szybko się tutaj zaaklimatyzowałem. Lubię ciszę oraz spokój i właśnie w takim sympatycznym miejscu wynająłem też mieszkanie. Liczę na stabilizację i dlatego podpisałem kontrakt z Lechią do czerwca 2017 roku - zapewnił. Wcześniej niespełna 22-letni zawodnik dość często zmieniał jednak kluby i w niektórych występował tylko przez rundę. Lechia jest od 2010 roku jego już siódmym zespołem. Wcześniej grał w Jagiellonii Białystok, GKS Katowice, Jarocie Jarocin, Warcie Poznań, Widzewie Łódź i Maladze. Generalnie też z sympatią wspomina czas spędzony w większości tych drużyn. - Wszystkim, poza Katowicami, sporo zawdzięczam. W pozostałych zespołach coś zyskałem i rozwijałem się jako piłkarz. Należy im się ukłon z mojej strony - ocenił. W piątek gdańszczanie zmierzą się w Gliwicach z Piastem, który w dwóch meczach zdobył zaledwie jeden punkt i stracił aż pięć bramek. Z kolei w następnym spotkaniu, które można uznać jako szlagier czwartej kolejki, biało-zieloni podejmą 10 sierpnia Lecha Poznań. - O meczu z "Kolejorzem" jeszcze nie myślimy, bo interesuje nas tylko najbliższa konfrontacja. Poza tym nie wartościujemy spotkań na ważniejsze i mniej istotne, bo każde zwycięstwo jest tak samo wyceniane. Przecież za pokonanie Lecha czy Legii dostaniemy tyle samo punktów ile za wygraną z Piastem. Dorobek gliwiczan nie wygląda zbyt okazale, ale o lekceważeniu tej drużyny nie ma mowy. To jest nasz zawód i każdy z nas gra przecież o swoją przyszłość oraz pieniądze - podsumował Bartłomiej Pawłowski.