Reiss prawdopodobnie został najstarszym strzelcem ekstraklasy, wyprzedził w tej klasyfikacji Mariana Janoszkę. Prawdopodobnie, bo wszystkich danych statystycznych z okresu międzywojennego czy pierwszych lat po wojnie nie posiada nawet wybitny statystyk futbolu Andrzej Gowarzewski. Andrzej Grupa: Jak smakuje ten gol? Piotr Reiss: - Bardzo słodko. Cieszę się, bo zawsze powtarzałem, że bardzo czekam na tę bramkę. Wracając do Lecha postawiłem sobie dwa cele: zdobyć gola, żeby kibice znowu poczuli radość po trafieniu Piotra Reissa oraz zdobyć mistrzostwo Polski, które nadal jest sprawą otwartą. - Cieszę się, że ta bramka przypieczętowała trzy punkty, bo byliśmy w trudnym momencie w tym spotkaniu, ale potrafiliśmy dowieźć zwycięstwo do końca. Dziś jest jeden ze szczęśliwszych moich dni, ale myślę, że jeszcze bardziej szczęśliwy będzie 2 czerwca, kiedy na tym boisku zdobędziemy mistrzostwo Polski. W Gliwicach wygraliście bardzo łatwo, tym razem na swoim boisku musieliście uważać niemal do samego końca. - Tak, ale Zagłębie jest bardzo dobrym zespołem, grają twardo. Już w 5. minucie spotkał nas prysznic, a często nie potrafiliśmy w takich sytuacjach wygrywać. Pokazaliśmy jednak, że mamy świetną atmosferę w zespole, jesteśmy teamem. Potrafiliśmy zebrać się, strzelić trzy bramki i odnieść zwycięstwo w bardzo trudnym spotkaniu. Takie trudne spotkania będą się jeszcze zdarzać i trzeba umieć je wygrywać. - Dziś i jutro będziemy się cieszyć z tego sukcesu, ale od środy myślimy już o Jagiellonii. Żeby zdobyć mistrzostwo, musimy wygrywać prawie wszystko do końca. Wiemy, ze mamy 4 pkt straty do Legii i żeby ją odrobić, nie możemy pozwolić na chwilę dekoncentracji. Czy to mecz z Legią przy Łazienkowskiej będzie decydował o mistrzostwie Polski? - Myślę, że kluczowe będzie sześć pozostałych spotkań. Presja jest ogromna, tak w przypadku Legii, jak i naszym. Jeden czeka na potknięcie drugiego. A pojedynek z Legią, mam taką nadzieję, będzie bardzo ciekawym widowiskiem, bo spotkają się dwa zespoły, które prezentują najlepszą piłkę w tym sezonie i znacznie odskoczyły od reszty. Za kluczowe uważam jednak te pozostałe. Jak się gra wówczas, gdy zna się już wynik Legii, bo w takiej jesteście zwykle sytuacji? - Zawsze jest presja, czy gramy przed nimi czy też po nich. Staram się podchodzić do tego spokojnie, statystyki pokazują, że jak gramy po Legii, to wygrywamy. I może tak zostanie. My nie ustalamy grafiku, aczkolwiek dla piłkarza lepiej grać na początku weekendu niż na jego końcu. Strasznie się bowiem ten weekend dłuży, a tak to chociaż można niedzielę spędzić z rodziną. Spoglądasz czasem na klasyfikację strzelców? W niedzielę zrównałeś się w niej z Henrykiem Reymanem i Andrzejem Szarmachem. - Nie patrzę na to. Chciałem po prostu zdobyć jeszcze jednego gola, a skoro już to się stało, to jestem chyba najstarszym zawodnikiem, któremu udało się w to w ekstraklasie. Jakoś więc wpisuję się w tę historię piłki. Nie patrzę na statystyki, choć wiem, ze to 109. dla Lecha w ekstraklasie i chyba 136. we wszystkich oficjalnych spotkaniach Dziś jestem szczęśliwy, że się udało, bo zawiodłem w spotkaniu z Bełchatowem. Być może dzisiaj to była moja ostatnia szansa i tym bardziej cieszę się, że nie zawiodłem trenera, kolegów i kibiców. Gdyby nie kontuzja Kaspera Haemaelaeinena, to pewnie byś nie wszedł? - Trudno powiedzieć, różnie to się układa. Liczyłem już na szansę w Gliwicach, gdy Aleks Tonew dostał żółtą kartkę. My, piłkarze rezerwowi, musimy być zawsze gotowi. Nigdy nie wiadomo, jak mecz się ułoży i który z nas wejdzie oraz w której minucie. Dlatego cały czas trzeba się koncentrować. Na początku trudno było mi się przestawić do tej roli, bo przez lata gry prawie zawsze wychodziłem w podstawowym składzie, ale myślę, że już się z tą sytuacją oswoiłem. Wiem, jak się przygotować na te kilka czy kilkanaście minut. W niedzielę trafiłeś chyba w to miejsce, w które chciałeś. Lata mijają, a technika strzału zostaje. - Dziękuję Mateuszowi, bo wyłożył mi idealną piłkę. Co prawda był jeszcze bramkarz, a kilku zawodników wbiegało na dziewiąty metr, ale spojrzałem w kierunku bramki i już wiedziałem, gdzie chcę strzelić. Cieszę się, że noga nie zadrżała, choć to ta słabsza - lewa. Strzelałeś tu w międzyczasie gole dla Warty w pierwszej lidze, ale chyba czekałeś na tę eksplozję radości kibiców Lecha. - Tak jest. Może dlatego, że moja metryka jest taka a nie inna, to presja jest duża. Nie chciałbym, żeby nazywano mnie dziadkiem, choć trochę włosów mi wypadło w ostatnim czasie. Nie chciałem zawieść, a pamiętałem tę zmarnowaną sytuację z meczu z GKS Bełchatów. Strzeliłem bramkę i poczułem niesamowitą radość, dawno takiej nie odczuwałem. Wiadomo, czym dla mnie jest Lech. Na oficjalnej stronie klubowej w dniu meczu ukazał się materiał ze spotkania z Zagłębiem sprzed 15 lat. Pamiętasz te wszystkie swoje gole? - Większość pamiętam, mam też w archiwach trochę ich nagranych i czasami do nich wracam. Każdy gol przynosi bardzo dużo satysfakcji, bez względu na to, czy strzela się z metra do pustej bramki czy z 30 metrów w okienko. Każda mi daje tyle samo szczęścia i radości. Nawet nie wiem, jak opisać to uczucie. Tyle już ich strzeliłem, ale tę dzisiejszą pewnie też kilkanaście razy jeszcze wieczorem obejrzę. I tyle. Od środy będziemy myśleć już o kolejnym przeciwniku, bo 2 czerwca chciałbym zakończyć karierę mistrzostwem Polski. Może będziesz talizmanem Lecha w tej kluczowej batalii z Legią? - Fajnie by było , choć po Bełchatowie miałem chwile zwątpienia, że za dużo chyba moich marzeń już się spełniło. Mecz z Zagłębiem pokazał, że fortuna kołem się toczy, pamiętam jak się czułem wtedy, a jak teraz. Kolejne marzenie spełnione, czekam na to największe. Mecz z Koroną Kielce 2 czerwca będzie też pożegnalnym spotkaniem Piotra Reissa z kibicami? - Chciałbym zrobić pożegnalny osobno, bo wiadomo, ze moje pożegnanie może nie być wówczas najważniejszym celem, tylko mistrzowski tytuł. Myślę jednak, że w tym roku ono nastąpi. Zasugerujesz szefom Lecha jakiegoś rywala na takie spotkanie? - Rozmawiamy z działaczami jak to zrobić, ale potrzebujemy troszkę czasu. Teraz liczy się liga i tytuł mistrzowski. Postaram się jednak w kwestii pożegnalnego meczu trochę zaskoczyć kibiców. Rozmawiał i notował Andrzej Grupa