Szymon Pawłowski pozbył się tej jesieni problemów zdrowotnych i w ostatnim czasie rzadko podlegał systemowi rotacji, który stosuje trener "Kolejorza" Jan Urban. W ostatnich dwóch miesiącach strzelił też cztery bramki, a połowę z nich - swojemu byłemu klubowi Zagłębiu Lubin. To właśnie Pawłowski ustalił wynik niedzielnego meczu z "Miedziowymi" na 2-0. - Nie mam z tego powodu dodatkowej satysfakcji, cieszy mnie za to, że znów wygraliśmy, znów bez straty gola i podtrzymaliśmy naszą dobrą serię - mówił piłkarz. - Zawsze powtarzam, że spędziłem w Zagłębiu 6,5 roku, tam dostałem szansę w Ekstraklasie i mam duży sentyment do klubu, kibiców i tego miejsca. Założyłem sobie, że po bramkach strzelonych Zagłębiu nie będę się mocno cieszył, tylko gdzieś tam w duchu, nie chciałem tego pokazywać - dodał. Niedługo po swojej bramce Pawłowski miał jeszcze lepszą okazję - po zagraniu Karola Linetty’ego biegł sam z własnej połowy przeciwko Martinowi Polaczkowi. W końcu kopnął jednak piłkę prosto w nogi słowackiego golkipera Zagłębia. - To była łatwiejsza sytuacja niż przy bramce, powinienem lepiej się zachować. Po pierwsze to źle trafiłem. A po drugie, teraz już wiem, że powinienem bramkarza mijać - stwierdził. Gdyby strzelił, byłby samodzielnym... drugim strzelcem zespołu tej rundy. Cztery gole we wszystkich rozgrywkach zdobył także Maciej Gajos, a dziewięć - Kasper Hamalainen. Fina już wkrótce zabraknie w poznańskim zespole i Pawłowski bardzo tego żałuje. - Zawsze jak odchodzi dobry zawodnik, który dodaje dużo jakości drużynie i widać to na boisku, jest szkoda tego. Wszyscy chyba zdajemy sobie sprawę z tego, że jego szanse na pozostanie są nikłe, zobaczymy co czas przyniesie. Skoro jednak żegnał się z kibicami, to wychodzi, że opuszcza Poznań. Szkoda takiego piłkarza - powiedział Pawłowski. Teraz piłkarze Lecha mają tydzień przerwy przed kolejnym meczem ligowym - cały zespół dostał taki komfort po raz pierwszy w tym sezonie! Nawet, gdy we wrześniu, październiku i listopadzie były przerwy reprezentacyjne, to na zgrupowania wyjeżdżało nawet 10 piłkarzy "Kolejorza". Począwszy od pierwszego meczu z Legią w Superpucharze Polski (10 lipca), rekordowe przerwy Lecha to sześciodniowe (w sierpniu i na początku listopada). - Możemy teraz zwariować - śmieje się Pawłowski. - Dawno nie było takiego komfortu w przygotowaniach do meczu ligowego. To będzie już nasze ostatnie spotkanie w tym roku, życzymy sobie, by udało się podtrzymać tę zwycięską passę - kończy. Andrzej Grupa