W sobotę o godz. 20.30 w Poznaniu czwarty w tabeli Lech zmierzy się z przedostatnim w lidze Zagłębiem. Obie drużyny mają dość zbliżone budżety, ale w tabeli dzieli je 11 pozycji oraz 16 punktów. Jeśli dziś przewaga Lecha nie powiększy się o kolejne trzy oczka, będzie to wielka sensacja. Zwłaszcza, że "Kolejorz" rozbił tydzień temu 6-1 Cracovię, a Zagłębie przegrywa prawie z każdym. Ponad sześć lat w Lubinie spędził Szymon Pawłowski - w Zagłębiu rozegrał 106 spotkań w Ekstraklasie. Od tego sezonu jest piłkarzem Lecha. - Pewnie zespół z Lubina będzie chciał udowodnić, że tak wielka krytyka mu się nie należy. Nie ma co się dziwić, że tak się dzieje. Od kiedy wróciliśmy z Zagłębiem do Ekstraklasy, zawsze cele były bardzo wysokie, ale później liga je weryfikowała i pałętaliśmy się w dole tabeli. Teraz to już w ogóle nie jest wesoło - mówi 27-letni skrzydłowy Lecha, który tonuje hurraoptymizm po spotkaniu z Cracovią. - W każdym meczu wynik zależy od tego, jak się ułoży od początku. My strzeliliśmy ostatnio sporo bramek, ale nie znaczy to, że nie popełniliśmy błędów. Musimy jeszcze poprawić grę. Spodziewamy się, że Zagłębie nie będzie grało otwartej piłki, jak to robiła Cracovia. Raczej będą się bronić, ciężko będzie się przedrzeć. Takie mecze są trudne - dodaje. Piłkarzom Lecha na pewno nie będzie pomagała murawa, która jest w podobnym stanie jak podczas ostatniego meczu reprezentacji Polski z Irlandią. Wtedy kadrowicze mocno na nią narzekali. - Teraz boiska nigdzie nie są łatwe. Aura jest, jaka jest, będzie tak samo dla obu zespołów. W Zagłębiu zaczynałem karierę, mam sentyment do tego klubu, ale teraz liczy się tylko zwycięstwo Lecha - kończy Pawłowski. Autor: Andrzej Grupa