Gdy tylko Braga trafiła na Lecha, telefon Mielcarskiego rozdzwonił się. Pojawiło się sporo połączeń z portugalskiego kierunkowego +351. Ekspert Canal + nie odbierał jednak, by nie ułatwiać Sportingowi rozpracowania rywala. - Dziwiłem się, gdy słyszałem wypowiedzi piłkarzy i działaczy Lecha, że chcą zająć pierwsze miejsce w grupie po to, by trafić na łatwiejszego przeciwnika. Przecież na tym etapie Ligi Europejskiej nie ma takich. Czy Lecha nazwalibyśmy faworytem, gdyby trafił na Twente Enschede, albo na Dynamo Kijów? Wątpię - powiedział nam Grzegorz Mielcarski. Ekspert Canal + i felietonista INTERIA.PL dostrzega podobieństwa Lecha i Bragi. - Obydwa zespoły potrafiły w fazie grupowej pokonywać faworytów. Braga - Sevillę i Arsenal, a Lech - Juventus w dwumeczu i Manchester City u siebie. Obu drużyn w lidze idzie znacznie słabiej, niż w pucharach. Braga jest ósma w ekstraklasie Portugalii, a Lech jeszcze słabiej stoi w Polsce, bo jest 11 - porównuje Grzegorz Mielcarski i dodaje, że w polsko-portugalskiej rywalizacji nie ma faworyta. - Kluczowym dla losów rywalizacji będzie pierwsze spotkanie. Na Bradze nie zrobi wrażenia, że na stadion Lecha przyjdzie 40 tysięcy ludzi. Z równie liczną widownią jej piłkarze spotykają się na wyjazdach ligowych do FC Porto, Benfiki, czy Sportingu Lizbona. Za to kolosalne wrażenie na Bradze powinna zrobić siła dopingu, jaka jest na Lechu - podkreśla nasz ekspert. - Drugą przewagą mistrza Polski będą warunki atmosferyczne, w jakich będzie rozgrywany pierwszy mecz. W lutym w Portugalii na pewno nie będzie tak zimno, jak w Polsce, a lechici są przyzwyczajeni do gry w śniegu i mrozie. Wicemistrz olimpijski z Barcelony dostrzega też przewagi Bragi. - 17 lutego Lech będzie przed rozegraniem pierwszego meczu ligowego, a Sporting będzie miał za sobą kilka spotkań o punkty, a w nich koncentracja piłkarzy jest zawsze większa, niż podczas sparingów, po jakich będzie "Kolejorz". Grzegorz Mielcarski zna dobrze ligę portugalską i zwraca uwagę na jeden fakt: - Mam nadzieję, że Lech i trener Bakero zdają sobie sprawę z tego, że w odróżnieniu od ligi hiszpańskiej w Portugalii dominuje futbol fizyczny. Ligę Sagres porównałbym do Bundesligi, przy czym jest ona bardziej zaawansowana technicznie. Zatem Portugalia i Hiszpania, to bliskie sobie kraje, ale ich ligi są jak ogień i woda - twierdzi fachowiec. Mielcarski przypomina, że w 2005 roku dla Wisły dwumecz z Vitorią Guimaraes miał być "bułką z masłem", a okazało się, że w dwumeczu "Biała Gwiazda" dostała srogie lanie 0-4. - Dzisiejsza Braga jest jeszcze silniejsza, niż ówczesna Vitoria - zaznacza. Trener Bragi, Domingos Paciencia to kolega Mielcarskiego ze wspólnych występów w Porto. Jak Grzegorz Mielcarski ocenia szanse na awans "Kolejorza"? - Są niemałe, pod warunkiem, że lechici zagrają na takim samym poziomie, jak w spotkaniach z Juventusem, czy Manchesterem. Muszą pamiętać, że czeka rywal będzie grał agresywnie. Braga będzie walczyć na całego, a w Lechu są piłkarze, którzy mają tendencję do odpuszczania walki, tacy jak Stilić, Wilk, czy Peszko - wylicza. Mielcarski podnosi jeszcze jeden argument - SC Braga nie wystawi do rywalizacji w Lidze Europejskiej słabszego składu, jak to się zdarzało Juventusowi, czy Manchesterowi City (np. przeciwko Lechowi nie grał w żadnym meczu najlepszy napastnik "The Citizens" Carlos Tevez). - Braga będzie chciała zajść jak najdalej w Lidze Europejskiej, by zgarnąć premię. W Portugalii kryzys dotknął szczególnie małe i średnie kluby, takie jak Braga. Dla nich wywalczone dodatkowo z premii każde pół miliona euro może oznaczą dwa lata spokojnej egzystencji - tłumaczy Grzegorz Mielcarski.