Interia: Czy w Szwajcarii mówi się coś o meczu FC Basel z Lechem Poznań? Axel Thoma: - Szczerze? To niewiele. Są oczywiście informacje o spotkaniu, ale to wczesna faza pucharowej rywalizacji i nie wzbudza takiego zainteresowania, jak mecze w fazie grupowej Champions League. Jeśli przed meczem mówiono coś jeszcze o szansach mistrza Polski, to po pierwszym meczu Szwajcarzy szybko pozbawili złudzeń Lecha wygrywając 3-1. Spodziewał się pan, że tamto spotkanie tak będzie wyglądało? - No cóż, Basel od lat regularnie występuje w Lidze Mistrzów. To zespół, który ma już bardzo duże doświadczenie w tych rozgrywkach, wynikające z meczów z najsilniejszymi zespołami w Europie. Stąd łatwiej im grać z niżej notowanymi przeciwnikami. W Szwajcarii od lat nie mają sobie równych, a ich przewaga z roku na rok jeszcze się powiększa. Jak mistrz Polski powinien zagrać na St. Jakob-Park? - Lech nie ma w tym meczu nic do stracenia. Basel spodziewa się, że rywal zagra defensywnie, więc wasz zespół powinien postawić na atak i pressing od pierwszej minuty. A nóż uda się coś strzelić i przeciwnik może znaleźć się pod presją, a wtedy wszystko może się zdarzyć. Łatwo Lechowi na pewno jednak nie będzie. W maju oglądał pan mecze w lidze polskiej. Był pan w Lubinie i na derbach Górnego Śląska pomiędzy Ruchem i Piastem. Jest taka przepaść pomiędzy ligową piłką w Szwajcarii i Polsce, jak pokazał to pierwszy mecz Lecha z Basel w Poznaniu? - FC Basel nie jest tutaj dobrym przykładem. To nie jest przeciętna ligowa ekipa w Szwajcarii. Przewyższa swoich rywali w kraju pod każdym względem. Nie może więc służyć za przykład. Co innego na przykład inny przedstawiciel Szwajcarii w Champions League Young Boys Berno. Kiedy byłem na meczu Ruchu z Piastem, to zobaczyłem całkiem dobry futbol. Nie gorszy od tego, który można zobaczyć na meczach w lidze szwajcarskiej. Po meczu w Chorzowie komplementował pan Filipa Starzyńskiego z Ruchu i Kamila Wilczka z Piasta. Teraz obaj są już za granicą. Poradzą sobie w lidze belgijskiej i włoskiej? - Mają talent, dobre wyszkolenie techniczne i taktyczne. Myślę, że powinni sobie dać radę, choć jeden mecz, to jak zrobienie zdjęcia. Trzeba obserwować piłkarza dłużej, żeby wyrobić sobie o nim opinię. Z Polską wiele pana łączy. Żona pochodzi spod Rybnika, ma pan dom pod Zawoją, a dziesięć lat temu razem z Ryszardem Komornickim pracował pan w Górniku Zabrze. Jak pan wspomina tamten okres? - Chyba było wtedy jeszcze zbyt wcześnie, żeby pracować w polskiej piłce. Pamiętam okres, kiedy piłkarze i trenerzy miesiącami czekali na wypłaty. - O pieniądze trzeba było walczyć. Piłka na Zachodzi rządzi się zasadami wolnego rynku. W Polsce było nieprzewidywalne i często wszystko było uzależnione od humoru urzędników. Rozmawiał Michał Zichlarz