Możdżeń raczej nie zalicza się do faworytów trenera "Kolejorza". W piątkowy wieczór na pewno jednak zyskał w oczach trenera Lecha. Możdżeń wykorzystał ostatnią szansę w spotkaniu na wywalczenie zwycięstwo - perfekcyjnie uderzył piłkę nad murem, bramkarz rywali Richard Zajac nawet się nie ruszył. Zaraz po tym uderzeniu sędzia Adam Lyczmański zakończył mecz, a na murawie był już Rumak, który jako pierwszy wyściskał Możdżenia. Ten zaś w piątek świętował 23. urodziny, rozegrał 99. mecz w ekstraklasie i zdobył w niej ósmego gola. Czy masz takie wrażenie, jak zapewne większość osób na stadionie, że tym golem z rzutu wolnego uratowałeś posadę trenerowi Mariuszowi Rumakowi? Mateusz Możdżeń: - Pewnie wy, dziennikarze wiecie więcej, czy uratowałem czy nie. Ja przebywam z trenerem prawie codziennie, moje wrażenie mogą być inne. A co krzyczał, gdy już do mnie dobiegł? Nie wiem, w tym chaosie i tłumie nic nie słyszałem, czułem tylko ciężar na sobie. Gwizdka także. Byłem przekonany, że jeszcze zaczniemy grę, ale zobaczyłem, że Zajac leży na ziemi, a to znaczyło, że już koniec. Dzięki tej bramce obchodzisz najlepsze urodziny w życiu? - Dwóch czy trzech minut brakowało, bym miał najgorsze. Teraz są fajne, ale poza bramką czułem, że nie gram dobrego meczu. Mówię za siebie, ale z kolegami rozmawialiśmy po meczu i takie było ogólne wrażenie, że za dobrze to nie zagraliśmy. W drugim meczu z rzędu mogliście stracić punkty z zespołem ze strefy spadkowej... - Po Widzewie miałem najgorszego kaca moralnego w życiu piłkarskim. Dziś uciekliśmy spod topora. Mamy trzy punkty, za tydzień pewnie nikt nie będzie o tym spotkaniu pamiętał, a na nas czeka Lechia, która też raczej nie łapie punktów, choć skład ma dobry. Brakuje kropki nad i. Z Podbeskidziem było 1-0, to trzeba trafić na 2-0. Tydzień temu na Widzewie mieliśmy 2-0, to trzeba podwyższyć na 4-0, skoro są szanse. Teraz zawodnik Podbeskidzia się odmachnął i był problem. Piąta doliczona minuta, rzut wolny dla Lecha, to pewnie od razu na myśl przychodzi nazwisko Możdżeń? - Też od razu pomyślałem: Możdżeń, nie powiem, że nie (śmiech). Byłem przekonany, że podejdę do tej piłki, bo to pozycja treningowa, uderzam z tej pozycji, choć tym razem było dość blisko. Na treningu przeważnie stawiam piłkę parę metrów dalej. Teraz też przesunąłem ją nieco do tyłu by ominąć mur. Przeszło mi przez myśl, żeby uderzyć tam, gdzie stał bramkarz. Sędzia gwizdnął dosyć szybko, zapytałem się nawet, czy gwizdnął, a Zajac nadal stał przy słupku. Zostawił mi cały róg. Chciałem tylko uderzyć nad murem. Mówiłem sobie: uderz jak na treningu, jak zawsze to robisz, a co będzie - niech się dzieje wola Boga. Daylon (Claasen - red.) się śmieje na treningu, że dla mnie to jak rzut karny, bo też zawsze trafiam. Teraz po meczu powtórzył to. Moim zdaniem wolny jest jednak trudniejszy, bo mur jest żywy. Nie każdy ma tyle samo wzrostu. Tu Pietrasiak był wysoki, ktoś tam jeszcze, mogłem zahaczyć o głowę, a było dość blisko. Z Douglasem wykonujecie te rzuty wolne na zmianę? - Ja raczej z lewej strony, on z prawej. Teraz już go nie było. On miał w tej rundzie więcej szans, ze Śląskiem, Widzewem. Dziś mi się "przyfarciło", bo akurat faul był po mojej stronie, a Barry’ego już brakowało na boisku. A co jest z wolnymi na środku? Nie było jeszcze takiej sytuacji. Na sparingu zdarzyło się, że zagraliśmy w "trzy po trzy", na szybko. Widziałem, że w Bayernie Ribery tak robił chyba z Kroosem. Zwykle strzela ten, kto czuje się lepiej. W meczu z Zagłębiem gola z rzutu wolnego na remis też strzeliłeś w końcówce. Czujesz presję? - Wolny z 18 metrów nie jest łatwą sprawą. Inaczej też jest, jak się strzela w 95. czy 83. minucie, a 15. W meczu z Zagłębiem mieliśmy jeszcze kilka minut na powalczenie o wygraną. Mogę jednak powiedzieć, że jakieś doświadczenie w tym mam, bo tyle wykonuję tych wolnych w tygodniu. Może jakbym tego nie robił po treningach, to czułbym presję i się wahał, czy uderzyć w lewo, prawo czy może pod murem, jak kiedyś Ronaldinho próbował. Warto jednak to ćwiczyć. Może nie mam zbyt wielu okazji w meczach na uderzenie, ale sprawia to przyjemność. Przez te kilka miesięcy jakoś sobie to wypracowałem, że jako pierwszy podchodzę do wolnych. Cieszyliście się tak, jakbyście wygrali mistrzostwo Polski, a pokonaliście przedostatni zespół w ekstraklasie. - Takie same punkty są z Lechią, jak z Podbeskidziem. Tego typu meczami zdobywa się mistrzostwo. Pamiętamy, gdy Śląsk wcale nie grał dobrze, ale spotkaniami ze słabszymi rywalami kulał punkty i sięgnął po tytuł. Coś się zmieniło w sprawie Twojej przyszłości? Kontrakt z Lechem kończy się 30 czerwca. - Nic się nie zmieniło. Nikt do mnie nie przyszedł, ani ja do nikogo nie poszedłem. Rozmawiał i notował Andrzej Grupa