<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I" target="_blank">Ekstraklasa. Wyniki, tabela i statystyki - kliknij tutaj!</a> Pawłowski był obok Karola Linettego najlepszym piłkarzem Lecha w meczu z beniaminkiem z Niecieczy. Oba jego trafienia zagrały po podaniach Linettego, który prawdopodobnie będzie podstawową "dziesiątką" w tej rundzie w ekipie z Poznania. - Dużo na treningach pracujemy, by się zgrywać i lepiej rozumieć. Karol dał w sumie trzy asysty w tym spotkaniu i myślę, że wszyscy pokazaliśmy się w ofensywie z dobrej strony. Wciąż pozostaje nam dużo do poprawienia, ale też wszystko wciąż przed nami - twierdzi piłkarz. Głośno tego nie mówi, ale wiadomo, że chodzi głównie o współpracę graczy Lecha w obronie. Ta bowiem zawodziła - zespół z Niecieczy zdobył dwie bramki, ale miał kilka innych dobrych okazji, a raz Jasmina Buricia uratował słupek. Co ważne, rywale odgryzali się chwilę po bramkach dla Lecha. - Zazwyczaj jest tak, że koncentracja po golach ucieka w jedną lub drugą stronę. Albo strzelasz i idziesz za ciosem, albo jak dzisiaj: rywal idzie za ciosem. Na szczęście mieliśmy trochę szczęścia i wygraliśmy - mówił Pawłowski, który - jak wszyscy - narzekał na stan murawy. - Po zimie w Polsce warunki nie są idealne, ale nie było najgorzej. Trawa się wyrywała, było grząsko, ale na ile to było możliwe, staraliśmy się grać piłkę. Termalica zresztą też. W takich ciężkich warunkach nie warto kombinować, czasem trzeba próbować zagrać dłuższą piłkę - tłumaczy Pawłowski. Przy okazji piłkarz Lecha wypowiedział sporo ciepłych słów w kierunku drużyny z Niecieczy. Ale nie tylko o nich - także Duńczyk Nicki Bille Nielsen był chwalony. - Widać, że umie grać w piłkę. Występował w takich klubach i takich ligach, a radził sobie tam, że możemy mieć nadzieję na strzelanie także dla nas. Z tych goli będzie pewnie rozliczany - uważa Pawłowski. Oba gole Pawłowski strzelił w sytuacjach sam na sam z Krzysztofem Pilarzem. Wydaje się, że w pierwszej sytuacji trochę skiksował i zamiast w bok, strzelił siłowo między nogami golkipera z Niecieczy. - Celowałem do siatki i wpadło - śmiał się lechita. W drugiej minął Pilarza i skierował piłkę do pustej bramki - wcześniej jednak był na spalonym, czego nie zauważył sędzia. W bardzo podobnej sytuacji w grudniowym meczu z Zagłębiem Lubin Pawłowski uderzył na siłę prosto w bramkarza Martina Polaczka. - Można powiedzieć, że wyciągnąłem wnioski, ale dziś sytuacja była trochę inna. Szedłem na wprost bramkarza i miałem dużo miejsca, by się kiwać. Udało się - stwierdził. Na koniec Pawłowski został zapytany, czy przypomina sobie sytuację, by któryś z jego kolegów wszedł na boisko na niespełna sześć minut i zdobył w tym czasie dwa gole. Tak było dzisiaj z 18-letnim Dawidem Kownackim. - No tak, Lewandowski - uśmiechnął się skrzydłowy mistrza Polski. Autor: Andrzej Grupa