<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-P-polska-puchar-polski,cid,672,sort,I" target="_blank">Puchar Polski - sprawdź terminarz i wyniki</a> W ostatnich dziesięciu latach "Kolejorz" trzykrotnie dotarł do finału Pucharu Polski, za to aż cztery razy odpadał w starciach z zespołami z niższych lig: Polonią Warszawa, Stalą Stalowa Wola, Olimpią Grudziądz czy Miedzią Legnica. Nie zdarzyło się to co prawda ani razu w dwumeczu, tylko we wcześniejszej fazie rozgrywek, ale i tak w Poznaniu pamiętali ubiegłoroczny horror z drugoligowym zespołem Błękitnych Stargard. Zagłębie to drużyna grająca o klasę wyżej, na dodatek z ambicjami na ekstraklasę i zaledwie trzema punktami straty do miejsca dającego ten awans. Trener Artur Derbin nie ukrywał, że jego drużyna chce zrealizować swoje marzenia i zagrać w finale na Stadionie Narodowym. Aby lepiej przygotować się do spotkania w Poznaniu, nie wracała po piątkowym spotkaniu w Gdyni do Sosnowca, ale przeniosła się do wielkopolskiej Opalenicy. Tak jak mówił Derbin, Zagłębie nie zamierzało się chować na stadionie mistrza Polski za podwójną gardą. Długimi fragmentami było to wyrównane spotkanie, choć bez większych sportowych atrakcji. Lech ostatnio lepiej radzi sobie w sytuacji, gdy nie musi przez cały czas kreować gry, a może szukać okazji z kontrataków. Teraz ich zbyt wiele nie miał, bo pierwszoligowiec świetnie ustawiał się w defensywie. Tempo nie porywało, sytuacji przed przerwą nie było zbyt wiele - można odnieść wrażenie, że poznaniacy wcale nie chcieli zapewniać sobie awansu na swoim stadionie. Zagłębie mogło w Poznaniu przynajmniej zremisować, ale batrdzo słaby dzień miał napastnik Łukasz Fidziukiewicz, Piłka szukała go w polu karnym, jak choćby w 16. minucie, po błędzie Jasmina Buricia. Bośniak odbił piłkę przed siebie, leżał na ziemi, a dobijający napastnik gości kopnął wysoko nad poprzeczką. Lech swoją szansę dostał pięć minut później - tym razem dwa strzały Macieja Gajosa nie znalazły drogi do siatki, bo świetnie interweniował Wojciech Fabisiak. W tym marazmie Lech zdołał jednak objąć prowadzenie. Po rzucie rożnym Darko Jevticia piłka została wybita z powrotem pod nogi Bośniaka, a druga wrzutka trafiła do wbiegającego na bliższy słupek Vladimira Volkova. Lewy obrońca Lecha, zwykle przesiadujący całe spotkania na ławce rezerwowych, zdobył swojego pierwszego gola w Polsce. Druga połowa była już lepsza, bo też Zagłębie zagrało bardziej ofensywnie. Goście mogli zostać skarceni przez Jevticia, ale piękny "rogal" rozgrywającego Lecha trafił w zewnętrzną część słupka. Później zaś okazje miał Fidziukiewicz. I to nie jedną czy dwie. W 49. minucie po złym zagraniu słabo grającego Dariusza Dudki nie trafił w bramkę, trzy minuty jego uderzenie obronił Burić, w 59. minucie nie zdecydował się na uderzenie z pierwszej piłki, wreszcie w 73. minucie skiksował tuż przed bramką. Defensywa "Kolejorza" momentami była w rozsypce, choć w ataku Lech aż tak źle nie wyglądał. Być może to efekt zmian w zespole Jana Urbana, bo szkloleniowiec nie zdecydował się na wystawienie m.in. Paulusa Arajuuriego, Tamasa Kadara, Tomasza Kędziory czy Abdula Tetteha. Oprócz Fidziukiewicza szanse miał także Łukasz Matusiak. A Lech? Niezłą okazję stworzył sobie Maciej Gajos, który założył siatkę rywalowi, wbiegł w pole karne, ale później kopnął prosto w Fabisiaka. W samej końcówce, gdy Zagłębie mocno już ryzykowało, bliski szczęścia był też Nicki Bille, a po nim Jevtić. Duńczyk pojawił się na boisku pierwszy raz po kontuzji i będzie gotowy do gry w sobotę przeciwko Legii. Nie wiadomo za to, jak będzie wyglądała sytuacja z Łukaszem Trałką. Kapitan "Kolejorza" w 80. minucie upadł na murawę, doznał kontuzję, a później wspierając się na masażyście powędrował do szatni. To w ogóle nie był dzień kapitanów, gdyż już w pierwszej połowie boisko opuścił Sebastian Dudek - jemu z kolei coś się stało z łokciem po starciu z... filigranowym Sisim. Przed rewanżem, który odbędzie się 5 kwietnia w Sosnowcu, Lech ma więc jedną bramkę przewagę. To niewiele - zapowiada się ciekawe spotkanie. Po meczu powiedzieli: Artur Derbin, trener Zagłębia Sosnowiec: - Jeśli miałbym coś powiedzieć o pierwszej to tylko tyle, że zagraliśmy ze zbyt dużym respektem. Na dobrą sprawę męska gra rozpoczęła się w drugiej połowie, zagraliśmy wyżej, agresywniej, było przetrzymanie piłki na połowie rywala, większa mobilność i determinacja z naszej strony. Niestety, nie udało się w tym okresie udokumentować bramką, choć stworzyliśmy jakieś sytuacje ku temu. Naszym chłopakom należy się ogromny szacunek. Mamy dobrą pozycję wyjściową na mecz rewanżowy, pierwszy akt przedstawienia za nami, czekamy na drugi w Sosnowcu. - Do rewanżu zostało trochę czasu, po drodze mamy inne mecze. Dzisiaj myśleliśmy, że mecz będzie inny niż w piątek w Gdyni. Tam też było dużo determinacji, choć niekoniecznie płynność w grze. Dziś liczyliśmy, że ona się pojawi, zwłaszcza, że Lech lubi grać pikę i może ma nawet większą kulturę gry. Zagraliśmy odważniej niż przeciwko Arce, z klasyczną dziesiątką, a nie trzema defensywnymi pomocnikami. W drugiej połowie to kreowanie gry już wychodziło, było przetrzymanie piłki. Lech jednak nie pozwalał na rozgrywanie piłki w ataku pozycyjnym. - Przykra sprawa, prawdopodobnie Dudi (Sebastian Dudek - red.) ma złamaną rękę, dostaliśmy taką informację od sztabu medycznego. - To była niemal identyczna sytuacja, jak w pierwszym meczu z Cracovią. Wyszliśmy bardzo zdeprymowani, ze zbyt dużym szacunkiem. To się nie może zdarzyć. Musimy zagrać zdeterminowani, jak dziś w drugiej połowie. Tak było w drugim spotkaniu z Cracovią i wierzę, że podobnie będzie w drugim spotkaniu z Lechem. Jan Urban, trener Lecha: - Graliśmy z przeciwnikiem występującym o klasę niżej, ale na boisku był to równy rywal. W pierwszej połowie wszystko było OK, mieliśmy 1-0 i pełną kontrolę. W drugiej za dużo było wymian ciosów, co wcale nas tak nie interesowało. Wiadomo, stracona bramka może drogo kosztować. Szkoda sytuacji w ostatniej akcji, gdzie mogliśmy mieć 2-0 i wynik byłby naprawdę dobry. A tak 1-0 to typowy wynik pucharowy. Będziemy się martwić rewanżem w swoim czasie. Dzisiaj zagraliśmy tym, co było do dyspozycji. Zaczynamy się sypać z różnych względów, taka jest sytuacja. - Łukasz Trałka to kapitan z prawdziwego zdarzenia, ciągnie wózek, niesamowicie ważna postać. Nie mogę odpowiedzieć, czy skręcenie stawu skokowego jest na tyle duże by nie mógł grać z Legią. Mogę powiedzieć, że szanse do odpoczynku dostał Tamas, dlatego ta zmiana. Przejmuje mnie sytuacja, że nagle wypadło czterech zawodników, których dopadł wirus: Paulus Arajuuri, Abdul Aziz Tetteh, Robert Gumny i dziś zgrupowanie opuścił Gergo Lovrencsics. Chodzi nie tylko o fakt, że nie mogli dzisiaj zagrać, ale że nie trenują. Jeśli w ogóle wykurują się do soboty, to taki wirus zawsze zostawia ślad po sobie. - Jutro spokojnie wszystko rozpatrzymy, opatrzymy rannych i pójdziemy na kolejną wojnę. Andrzej Grupa, Poznań Lech Poznań - Zagłębie Sosnowiec 1-0 (1-0) Bramka: 1-0 Volkov 38. Lech: Burić - Ceesay, Kamiński, Wilusz, Volkov ŻK - Sisi (67. Jóźwiak), Trałka (81. Kadar), Dudka, Jevtić, Gajos - Kownacki (71. Bille). Zagłębie: Fabisiak - Fonfara, Markowski, Wezałow, Udovicić - Bajdur (77. Wilk), Matusiak, Dudek (25. Carles Martinez), Bartczak, Pribula (61. Arak) - Fidziukiewicz ŻK. Sędziował Jarosław Przybył (Kluczbork). Widzów: 12885. <a href="http://wyniki.interia.pl/mecz-lech-poznan-zaglebie-sosnowiec-2016-03-15,mid,569169" target="_blank">Lech - Zagłębie -> raport pomeczowy</a>