<a href="https://sport.interia.pl/klub-lech-poznan/na-zywo-lech-poznan-wisla-plock-2-2-w-2-kolejce-pko-ekstraklasy,nzId,215" target="_blank">Kliknij, by przejść do relacji live z tego spotkania</a> Wisła jeszcze nigdy nie wygrała z Lechem w Poznaniu, w ostatnich sezonach była dla poznaniaków głównie dostarczycielem kompletów punktów. Teraz mogło się to wreszcie zmienić, bo Lech nie wygląda jeszcze tak dobrze, jak w końcówce poprzedniego sezonu, a do tego aż dziewięciu jego graczy miało w nogach czwartkowy mecz w Lidze Europy. Trener płocczan Radosław Sobolewski "na papierze" wystawił dość ofensywny skład, w ustawieniu 3-4-3, ale dość szybko okazało się, że jego zespół ma podobny pomysł na spotkanie do tego, który w czwartek prezentowała łotewska Valmiera - czyli głęboka defensywa na linii swojego pola karnego i próba zagrywania dalekich podań w kierunku napastnika. Różnica byłą jednak taka, że Wisła wywalczyła w tym spotkaniu kilka stałych fragmentów w okolicy pola karnego, a każdy z nich oznaczał ogromne niebezpieczeństwo dla gospodarzy. Z tym "Kolejorz" ma wielkie problemy - w podobnych okolicznościach, po rzutach rożnych, stracił dwie bramki i trzy punkty w Lubinie. Tym razem gol dla Wisły był następstwem dalekiego wyrzutu piłki z autu - do główki doszedł Alan Uryga, a jego uderzenie zablokował uniesioną ręką Lubomir Szatka. Z karnego pewnie strzelił Mateusz Szwoch i goście dość niespodziewanie objęli prowadzenie. Wisła cofnęła się całym zespołem, Lech atakował, ale okazję stworzył tylko jedną. W 27. minucie Pedro Tiba doskonale dokręcił piłkę w kierunku dalszego słupka, ale bramkarz Wisły Krzysztof Kamiński efektowną paradę zbił futbolówkę na słupek. Lech prowadził swoje akcje głównie lewą stroną, tam Wisła skierowała też większą liczbę graczy. Prawa, z Michałem Skórasiem i Robertem Gumnym, była mało widoczna. Goście czekali za podwójną gardą, ale były momenty, że potrafili się rozpędzić po startach rywali. Te popełniał często Jakub Moder, kluczowy błąd zdarzył się też Tymoteuszowi Puchaczowi. W efekcie Sheridan pomknął sam w kierunku bramki Lecha, ale z dość ostrego kąta strzelił w nogę bramkarza gospodarzy. Z kolei w 44. minucie kolejny rzut rożny płocczan powinien dać im drugiego gola. Znakomicie głową uderzył Damian Zbozień, ale jeszcze lepszą interwencją na linii bramkowej popisał się... napastnik Lecha Mikael Ishak. Szwed chwilę później pokazał się też pod drugą bramką - delikatnie przedłużył strzał Tiby, ale piłka odbiła się od słupka, przeleciała wzdłuż bramki, a po drugiej stronie próbował dobijać... znów Ishak! Tym razem Szwed znacznie się pomylił.