Ile KKS Lech Poznań wydawał w 2013, 2014 i 2015 roku na transfery, ile na nich zarabiał, jakie są koszty podstawowej działalności, a jakie przychody, ile klub wydaje na pensję, jakie ma zobowiązania dłużne choćby w postaci pożyczek oraz kredytów - to pokazuje opublikowany właśnie audyt. Kibice Lecha zaczęli się domagać tego audytu rok temu, gdy ówczesny mistrz Polski szorował po dnie tabeli ekstraklasy. Klub się zgodził, ale wtedy sprawę trochę pokpili sami kibice, którzy mieli problemy z wysłaniem pytań i zagadnień dotyczących audytu. - Zastanawialiśmy się nawet, czy nie wycofać się z tego pomysłu. Opóźnienie i cały ten marazm były spowodowane różnymi sytuacjami, także sportowymi i ogólną niechęcią. Udało się jednak zmobilizować kilkadziesiąt osób, choć powinno być ich więcej. Po części to nasza wina - mówił prezes Stowarzyszenia Kibiców Lecha Poznań Radosław Majchrzak. - Gratuluję klubowi powstania tego dokumentu. Za moich czasów (Majchrzak był ostatnim prezes WKP Lech, zanim inwestorem został koncern Amica Jacka Rutkowskiego - red.) te liczby były zupełnie inne - dodał. Wtedy, 11-12 lat temu Lech miał ogromne problemy z uzyskaniem licencji na grę w ekstraklasie. - To premiera audytu, a w moim mniemaniu jest on na tyle istotny, że chcieliśmy być pierwszymi w Polsce autorami takiego opracowania. Uważamy, że przejrzystość jest bardzo ważna, ma być kanwą do otwartej dyskusji na temat uwarunkowań prowadzenia biznesu piłkarskiego w Polsce. Będziemy taki raport publikować co dwa lata i mamy nadzieję, że zwiększy on stopień zaufania kibiców, sponsorów i ogólnie biznesu do Lecha Poznań - powiedział prezes Lecha Karol Klimczak. - Nawiązujemy do rozwiązań z piłki zachodnioeuropejskiej i chcemy być prekursorem tego rozwiązania w polskich warunkach. Pragniemy dyskusji na temat parametrów i czynników determinujących prowadzenie i rozwój biznesu piłkarskiego - dodał. Czy w ślad za Lechem pójdą inne kluby piłkarskie w Polsce? - Różnie to może być odebrane, jednym taki audyt może pomóc, innym pewnie zaszkodzić. Musimy patrzeć na siebie. Chcemy być otwarci i transparentni, bo kibice i sponsorzy oczekują przejrzystości. Wtedy łatwiej się rozmawia i negocjuje, zachęca kibiców do przyjścia na stadion. Chciałbym, by inne kluby poszły naszym śladem, bo to by budowało otwartość w całej polskiej piłce. Pewnie różnie będzie to wyglądało, ale my będziemy konsekwentni - twierdzi Karol Klimczak. - Stowarzyszenie kibiców zbierało pytania przez kilkanaście tygodni, najważniejsze dotyczyły oczywiście spraw finansowych. Sami wybrali biegłego rewidenta, niezależnego (była nim żona jednego z zaangażowanych kibiców - red.) i przez pięć czy sześć tygodni pracowaliśmy razem z panią rewident. Raport składa się z dwóch części: pierwsza to opracowania "popularno-naukowe", jest przełożeniem trudnej problematyki finansowej na język, mamy nadzieję, zrozumiały dla każdego. Później jest kilka stron fachowo napisanych przez panią rewident - powiedział dyrektor finansowy Lecha Tomasz Kacprzycki. - Zakres merytoryczny nie jest chyba dla nikogo zaskoczeniem, bo 90 proc. tych spraw pojawia się w publicznej dyskusji od lat. Te rzeczy to: struktura przychodów, wydatków, kosztów, wynagrodzenia kadry kierowniczej, piłkarzy, sztabu szkoleniowego. Audyt opowiada o transferach, saldzie działalności transferowej, ile na tym zarabiamy, a ile wydajemy. Pokazuje też zobowiązania klubu, czyli nasze długi - mówił Kacprzycki. Działacze Lecha zastrzegli, że wątki finansowe mogą rozwinąć na tyle, na ile pozwalają na to tajemnice umów handlowych. - Dowodem na to, że nasze finanse są prowadzone rzetelnie, są raporty EY czy Deloite albo też wnioski Komisji Licencyjnej - zastrzegł dyrektor finansowy Lecha. Z audytu wynika m.in., że na wynagrodzenia piłkarzy Lech wydał w 2013 roku 21,6 mln zł, rok później 21,3 mln, a w poprzednim roku - 22,2 mln zł. Klub rozbił nawet te kwoty na wynagrodzenia stałe, tzw. wejściówki zapisane w kontraktach, premie meczowe oraz za miejsce w sezonie i pozostałe wynagrodzenia. W poprzednim roku klub miał przychód 79,4 mln złotych, a koszty - o blisko 5 milionów mniejsze. Jak się okazuje, pod koniec 2015 roku klub miał też ponad 40 mln zł zobowiązań w postaci kredytów, pożyczek, obligacji czy zobowiązań handlowych. Z roku na rok zwiększa się jednak ich struktura - procentowo coraz większa jest liczba zobowiązań długoterminowych. - Czy da się bez nich żyć? - I tak i nie. Jeśli spojrzymy na wskaźniki klubów hiszpańskich czy angielskich, to tam te wskaźniki zadłużenie są przerażająco wyższe, a jeśli spojrzymy na te z Bundesligi, to są znacznie lepsze od tego naszego. Mówię "wskaźnik" bo ważne, aby dług odnosić do przychodów rocznych, to tak jak się robi z długiem publicznym. Wtedy progi ostrożnościowe 55 czy 60 procent robi się w relacji do PKB. Nasz dług w relacji do naszych przychodów tych analizowanych latach wynosił około 50-55 procent. To nie jest dużo, jest bezpieczne, ale chcielibyśmy, aby był mniejszy. Strategicznie planujemy, by planował siĘ na poziomie 20-25 milionów zł - powiedział dyrektor Kacprzycki. W najbliższych miesiącach Lech chce poprawić infrastrukturę stadionową i wpłynąć na catering, którego jakość budzi wątpliwości kibiców. Szefowie klubu zdradzili też, że Lech wychodzi na finansowy plus, jeżeli jego mecz ogląda ok. 16 tys. widzów, a w przypadku spotkania podwyższonego ryzyka - ok. 18-19 tys. widzów. Cały audyt ujawniony przez Lecha Poznań można znaleźć TUTAJ. Andrzej Grupa