<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I" target="_blank">Ekstraklasa: wyniki, terminarz, strzelcy, gole</a> Gytkjaer i N. Nielsen nie spełniają pokładanych w nich oczekiwań. Lech od pierwszego października nie może wygrać meczu, a oni nie strzelają bramek. Kibice "Kolejorza" największe pretensje mają zwłaszcza do tego pierwszego, który w drużynie ma zarabiać największe pieniądze w historii klubu. W ubiegłym sezonie o sile ofensywy Lecha Poznań stanowili Marcin Robak i Dawid Kownacki. Ich bilans to 27 bramek i siedem asyst. Po 16 kolejkach w lidze, obaj mieli wspólnie na koncie 12 goli, z czego 10 należało do samego Robaka. Kownacki dopiero był wprowadzany w tym czasie do drużyny. Pierwszy raz w wyjściowym składzie pojawił się w 14. kolejce. Porównując dokonania tych dwóch napastników z osiągnięciami Christiana Gytkjaera i Nickiego Bille Nielsena w tym sezonie, wnioski nie są najlepsze dla "Kolejorza". Po 16 ligowych kolejkach, ten pierwszy, na koncie ma sześć bramek, drugi zaledwie jedną. Gytkjaer jest najskuteczniejszym strzelcem drużyny, ale po jego transferze oczekiwano znacznie więcej. Kibicom najbardziej żal może być zwłaszcza Marcina Robaka, który otwarcie przyznał, że przeniósł się do Śląska Wrocław ze względu na trenera Nenada Bjelicę, z którym nie mógł dojść do porozumienia. Napastnik dla nowej drużyny strzelił już 10 goli. W ubiegłym sezonie, na tym samym etapie rozgrywek, miał identyczny bilans w Lechu. Chociaż znacznie gorzej od Christiana Gytkjaera spisuje się Nicki Bille Nielsen, ten pierwszy jest pod większym ostrzałem ze względu m.in. na pensję, jaką dostaje w drużynie. Duńczyk ma zarabiać najwięcej ze wszystkich zawodników Lecha. "Kolejarzowi" przed transferem miał postawić warunek aż 40 tysięcy euro miesięcznie. Niektórzy twierdzą nawet, że ta kwota może być wyższa - 65 tys. euro. Szefostwo Lecha tłumaczyło się faktem, że Gytkjaer przyszedł za darmo, z kartą transferową na ręku, więc na niższą pensję nie chciał się zgodzić. Patrząc na poczynania Duńczyka na boisku, kibice mogą czuć się zawiedzeni. Pytanie czy Gytkjaer może jeszcze odpalić, czy okazał się po prostu za słaby na wymagania "Kolejorza". - Zależy czy chcemy mieć takiego Lecha, który myśli o wygrywaniu ligi, czy też takiego, który ma spełniać marzenia poznańskich kibiców o grze w europejskich pucharach. Fani myślę, że liczą na to drugie. Gytkjaer nawet nie wiem w jakich klubach grał wcześniej. Wydaję mi się, że nie jest osobą adekwatną dla zespołu z takimi aspiracjami. Ktoś z klubu podejmował decyzje transferowe świadomie i teraz powinien ponieść za to jakieś konsekwencje - twierdzi legenda Lecha Piotr Reiss. W obronie napastnika stanął jednak inny legendarny piłkarz "Kolejorza" - Jarosław Araszkiewicz. - Zawodnika rozlicza się, jeżeli nie ze strzelonych bramek, to z asyst. Nie ma szaleństwa, jeśli chodzi o niego, ale ja rozliczam całą ofensywę. Inni zawodnicy też muszą mu dać jakąś szansę na oddanie strzału. Nie będę wszystkiego zwalał na Gytkajaera - mówił Araszkiewicz i dodawał: - W Lechu wcześniej był Marcin Robak i Dawid Kownacki. Kiedy ten pierwszy grał przykładowo 80 minut, to gwarantował Lechowi bramkę. Zawodnicy, którzy grali w linii pomocy też mu pomagali, stwarzali sytuacje. Bywały nawet po trzy na 10 minut. Teraz to wszystko się zacięło. W ostatnim meczu z beniaminkiem Sandecją (0-0), Lech Poznań oddał zaledwie jeden celny strzał na bramkę rywala. Sytuacji bramkowych "Kolejorz" miał jak na lekarstwo i nie udało mu się przełamać serii czterech meczów bez zwycięstwa. Ostatnią wygraną Lech odniósł w starciu z Legią (3-0), po którym wielu zapowiadało, że podopieczni Nenada Bjelicy mogą w końcu zdetronizować "Wojskowych" w walce o mistrzostwo. Od tego momentu "Kolejorz" się jednak zaciął i zamiast 15 punktów, które później wywalczyła Legia, on zanotował zaledwie cztery. W następnej kolejce Lech powalczy o przełamanie złej serii z Wisłą Płock. Początek meczu w niedzielę o godz. 15.30.Adrianna Kmak