Murawski i Ślusarski zostali wyrzuceni z zespołu tydzień temu podczas obozu w Jarocinie - za konflikt z drugim trenerem "Kolejorza" Jerzym Cyrakiem. Była szansa, że wrócą do drużyny, ale warunkiem były m.in. publiczne przeprosiny szkoleniowca. - Nic się nie zmieniło. Na twarzach niektórych graczy jest jakaś niepewność, ale optymistycznie podchodzę do tego, co nas czeka w Hiszpanii. Pogoda będzie inna, trochę witaminy D spadnie na nas z nieba, w przeciwieństwie do tego co mamy w Polsce. Wierzę, że wtedy atmosfera będzie też inna - mówi Rumak. - Bartek i Rafał to kluczowi zawodnicy, którzy potrafili zmienić oblicze meczu. Będzie ich brakowało, ale nie mamy wyjścia, musimy pracować - twierdzi obrońca Marcin Kamiński. Na zgrupowanie do Hiszpanii poleciało 24 piłkarzy, w tym Vojo Ubiparip, który zakończył już pierwszy etap rehabilitacji po kontuzji kolana, a teraz rozpocznie treningi indywidualne. Lech rozegra tam cztery sparingi, choć w planach były trzy. Doszedł jednak dodatkowy - 29 stycznia z czwartoligowcem z Jerez. Oprócz tego poznaniacy zmierzą się jeszcze z Lokomotiwem Moskwa (31 stycznia), Spartą Praga (2 lutego) i FK Krasnodar (5 lutego). Lech szukał dodatkowej możliwości grania, bo podczas obozu w Jarocinie wypadły mu mecze kontrolne z Miedzią Legnica i Wartą Poznań. - W Jarocinie boiska były oblodzone, nie udało nam się zrealizować pewnych rzeczy na powietrzu, musieliśmy zadowolić się pracą w hali. Jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, to zrobiliśmy wszystko, co tylko zamierzaliśmy. Nasi kadrowicze, czyli Szymek Pawłowski, Karol Linetty i Łukasz Teodorczyk wykonywali inną pracę podczas zgrupowania w Emiratach. Dostali jednak pewne sugestie i np. w piątek, gdy reszta zespołu miała wolne, oni trenowali - tłumaczy Rumak. Lechici wyjechali dziś rano do Berlina, stamtąd polecą do Malagi. Ostatni etap, na wybrzeże Hiszpanii, znów odbędą autokarem. W hotelu w Costa Ballena będą późno wieczorem. - Byliśmy już w tym obiekcie z trenerem Bakero, jest więc sprawdzony. Mamy blisko na boisko, zaledwie 900 metrów i jest ono na wyłączność. To ważne - tłumaczy menedżer drużyny Dariusz Motała. Właśnie z powodu kiepskich często boisk Lech nie lata już do Turcji. Wyjazd do Hiszpanii wiąże się także z zabraniem dodatkowego sprzętu. - Oprócz sprzętu personalnego zabieramy cały sprzęt niezbędny do treningów, czyli tyczki, piłki, znaczniki, pachołki, ale też przybory dla fizjoterapeutów. Wszystko jest umieszczone w sześciu czy siedmiu skrzyniach, a każda ma wagę 50 kilogramów - dodaje Motała. Do Polski lechici wrócą w czwartek 6 lutego, a dwa dni później zmierzą się jeszcze w Uniejowie z Dolcanem Ząbki. W niedzielę 16 lutego "Kolejorz" w lidze podejmie Śląsk Wrocław. Autor: Andrzej Grupa