Ekstraklasa: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz "Gruba kreska", "mentalna odbudowa" - to hasła, które przed spotkaniem z Podbeskidziem głosił trener Lecha Poznań Maciej Skorża. Dwutygodniowa przerwa, po serii kilkunastu spotkań rozgrywanych co trzy albo cztery dni miała mistrzom Polski pomóc. Wreszcie mogli w spokoju potrenować, choć w mocno okrojonym składzie. Skorża się cieszył z pracy zawodników, których miał do dyspozycji i mówił, że to oni powinni teraz pociągnąć zespół. Tak się nie stało - Dennis Thomalla czy Szymon Pawłowski grali koszmarnie, a do ich poziomu - co może zaskakiwać - dopasował się nawet Łukasz Trałka. Podbeskidzie grało w Poznaniu o głowę swojego trenera Dariusza Kubickiego. Zaledwie cztery punkty zdobyte w siedmiu spotkaniach były dla osób zarządzających klubem z Bielska-Białej wynikiem pozwalającym poważnie myśleć o roszadzie na stanowisku trenera. Sprawę mogła przesądzić porażka przy Bułgarskiej. Goście zagrali ambitnie, choć nie pokazali nic, co w normalnych warunkach dałoby im jakiekolwiek szanse zwycięstwa w starciu z Lechem. Teraz warunki nie są jednak normalne - Lech ma piłkarzy z nazwiskami, ale gra koszmarnie: bez pomysłu i bez polotu. Czy w tych warunkach drużynę nadal powinien prowadzić Maciej Skorża? Po poprzednim mistrzostwie Polski w 2010 roku Lech także wyraźnie obniżył loty. Mimo sukcesów w europejskich pucharach, słabsza postawa w lidze doprowadziła do zwolnienia Jacka Zielińskiego. Lech nie tylko traci punkty w meczach z drużynami, które nie są zaliczane do faworytów ligi, ale prezentuje też zaskakującą niemoc. Szczególnie w ataku pozycyjnym - tu nic nie zmienia się od pierwszego spotkania w sezonie. Prawie wszystkie sytuacje w pierwszej połowie były efektem dośrodkowań Tomasza Kędziory, czyli prawego obrońcy. Już w 5. minucie po jego zagraniu Karol Linetty z bliska trafił w Emilijusa Zubasa, po chwili bramkarz Podbeskidzia w znakomity sposób obronił dobitkę Denisa Thomalli, a jeszcze kilka sekund później - strzał zza pola karnego Macieja Gajosa. Przed przerwą dwukrotnie główkował Gajos - ta druga centra Kędziory z 42. minucie powinna zakończyć się tylko odpowiednim przyłożeniem głowy przez byłego gracza Jagiellonii. Gajos uderzył tzw. szczupakiem, a piłka po koźle przeleciała nad poprzeczką. Do tego można jeszcze dodać strzał z ostrego kąta Thomalli w Zubasa i zakończyć wyliczanie okazji Lecha. Goście mieli ich jeszcze mniej, może dwa strzały Mateusza Możdżenia z dystansu, z których jeden zaskoczył Jasmina Buricia i trafił go w klatkę piersiową. Sporo za to było niecelnych zagrań na poziomie juniorskim, w czym celowali Thomalla i Pawłowski. Kibice Lecha zaczeli się irytować mniej więcej po dwóch kwadransach gry. To jednak było preludium do tego, co stało się pół godziny później. W 57. minucie Frank Adu zagrał w kontrze do Mateusza Szczepaniaka, ten idealnie trafił w dalszy róg bramki i goście zaskakująco objęli prowadzenie. Do tego momentu Podbeskidzie było w głębokiej defensywie, bo Lech rzeczywiście rzucił się po przerwie do ataku. Trochę pomogła w tym zmiana Thomalli na Dawida Kownackiego. Wciąż brakowało jednak sytuacji bramkowych. Te zaczęły powstawać już po straconym golu, ale wówczas zdenerwowanych poznaniaków zaczęła zawodzić skuteczność. Najpierw Zubas obronił strzał Arajuuriego, później obok trafił Lovrencsics, w 82. minucie Hamalainen potężnie huknął w litewskiego bramkarza gości, a dobijający Kownacki posłał piłkę nad poprzeczką. Kibice Lecha najpierw ironizowali (gromkie "ole!" po podaniach do siebie obrońców Lecha), później wyraźnie się wściekli. Zaczęli skandować hasła, które ostatnio były słyszane przy Bułgarskiej podczas rewanżu ze Stjarnan Gardabaer ponad rok temu. Wtedy kompromitujące odpadnięcie z Ligi Europy spowodowało dymisję trenera Mariusza Rumaka. Tego samego, który podobno teraz miał zastąpić w Podbeskidziu Kubickiego, gdyby jego zespół przegrał w Poznaniu. I tak jak wtedy piłkarze gości dostali na koniec oklaski, a lechici usłyszeli, że nie są mile widziani przy trybunach. Z Poznania Andrzej Grupa Lech Poznań - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0-1 (0-0) Bramka: 0-1 Mateusz Szczepaniak (57.) Lech Poznań: Jasmin Burić - Tomasz Kędziora, Marcin Kamiński, Paulus Arajuuri, Barry Douglas - Maciej Gajos, Karol Linetty (75. Dariusz Formella), Kasper Hamalainen, Łukasz Trałka, Szymon Pawłowski (64. Gergo Lovrencsics) - Denis Thomalla (46. Dawid Kownacki). Podbeskidzie Bielsko-Biała: Emilijus Zubas - Adam Pazio, Gracjan Horoszkiewicz, Krystian Nowak, Adam Mójta - Damian Chmiel (10. Jakub Kowalski, 90. Lukas Janic), Mateusz Szczepaniak, Kohei Kato, Mateusz Możdżeń, Frank Adu Kwame (90+2. Kamil Jonkisz) - Robert Demjan. Żółte kartki - Lech Poznań: Barry Douglas, Tomasz Kędziora. Podbeskidzie Bielsko-Biała: Mateusz Możdżeń, Kohei Kato, Adam Mójta. Sędzia: Paweł Gil (Lublin). Widzów: 11 902. Po meczu powiedzieli: Dariusz Kubicki, trener Podbeskidzia: To był mecz dwóch drużyn, którym niekoniecznie się ostatnio wiedzie, ale które walczyły o zwycięstwo. Gospodarze przewyższali nas kulturą gry, bo mają piłkarzy o większych umiejętnościach. Wierzyłem, że jesteśmy w stanie zdobyć tutaj gola, który może dać nam zwycięstwo i zachować czyste konto. Proszę mi wierzyć, że to pierwsze zwycięstwo ma wyjątkowy smak.Sam grałem w piłkę i wiem, że wysiłek może spowodować duży ból. Dziś sprawiał przyjemność. Nie wiem, co się stało Damianowi Chmielowi, ale uraz na pewno jest poważny. Maciej Skorża, trener Lecha: Stworzyliśmy dzisiaj wystarczająco dużo sytuacji by wygrać kilka spotkań. W piłce liczy się tylko to, co wpadnie do bramki. Nam ani jednej akcji nie udało się zakończyć gole, dlatego przegraliśmy. Ponosimy bardzo bolesną porażkę, myślę, że w tym meczu były fragmenty różnej gry: takiej, jakiej nie musimy się wstydzić, ale i przestojów. Bardzo żałujemy, że ta pierwsza sytuacja z piątej minuty nie pozwoliła otworzyć wyniku. Nam tego właśnie brakuje, ta bramka by napędziła drużynę. W efekcie pewność ulatniała się z każdą minutą, z każdą sytuacją. Dziś nie poradziliśmy sobie z tym zadaniem. No cóż, za nami osiem meczów, a przed nami jeszcze 22. Tę drużynę stać na walkę o czołowe lokaty. Jestem zadowolony z debiutu Macieja Gajosa i powrotu do gry Dawida Kownackiego. Nie możemy ulegać panice, temu co pozwoliłoby zwątpić w naszą pracę. Ci piłkarze wiedzą, jak osiągać sukcesy i nie pozwolę nikomu na kogo mam wpływ, by zwątpił. W piłce nożnej takie momenty się zdarzają. Fatalnie, ze nas dopadło teraz i w takim stylu. Z pokorą przyjmujemy gwizdy z trybun. Co? Gdzie? Kiedy? Bądź na bieżąco i sprawdź Sportowy Kalendarz!