W środę Lech wróci do Polski, by w Poznaniu przygotowywać się do pierwszego ligowego spotkania z Rakowem Częstochowa. Dzień przed wylotem miał zagrać dwa mecze sparingowe, ale z uwagi na kiepski stan kadry, jeden musiał odwołać. Nie było bowiem możliwości, by trener Dariusz Żuraw zdołał wystawić dwie różne jedenastki w obu spotkaniach. W kraju zostali przecież kontuzjowani: Robert Gumny, Tomasz Cywka i Paweł Tomczyk, już w trakcie zgrupowania w Turcji sprzedany został Darko Jevtić, a drobne urazy wyeliminowały z gry Michała Skórasia, Mateusza Skrzypczaka oraz Kamila Jóźwiaka. Na domiar złego na rozgrzewce uraz zgłosił też Wołodymyr Kostewycz i w efekcie trener Dariusz Żuraw musiał mocno eksperymentować z ustawieniem. Na miejsce Kostewycza na lewej obronie przesunięty został Tymoteusz Puchacz, jego pozycję skrzydłowego zajął Juliusz Letniowski, zaś po drugiej stronie boiska biegał Jakub Moder. Dwaj ostatni to jednak środkowi pomocnicy. Żuraw liczy, że jeszcze w tym tygodniu do jego drużyny dołączy środkowy pomocnik, wkrótce zespół zasilić ma też prawy obrońca (jeśli nie uda się wykupić Alana Czerwińskiego, to pozyskany ma być ktoś inny), a także napastnik. Jedno jest pewne - nowi piłkarze będą się zgrywać z resztą drużyny dopiero w trackie rundy. Mimo tak wielkich perturbacji kadrowych gra Lecha w sparingu z NK Maribor wyglądała nieźle, ale dopiero od 30. minuty. Wcześniej mistrzowie Słowenii wyglądali dużo lepiej, choć oni przecież są na innymi etapie przygotowań - swoje rozgrywki wznowią dwa tygodnie później. To Maribor opanował środek pola, Marcos Tavares czy Luka Zahović z łatwością przedzierali się środkiem, gdzie za akcjami nie nadążał Karlo Muhar. Jedni i drudzy próbowali momentami gry wysokim pressingiem, ale lepiej to początkowo wychodziło Słoweńcom. W 13. minucie prostą stratę przy narożniku boiska zanotował Jakub Kamiński, który wciąż musi występować na prawej obronie, Tavaers dograł na środek pola karnego, a tam znakomitą okazję zmarnował Rudi Vancasz. Przez nieco ponad pół godziny o grze Lecha trudno było powiedzieć cokolwiek dobrego. Zupełnie zrezygnowany był Pedro Tiba, który nie miał z kim rozgrywać akcji, rywale odcięli też Christiana Gytkjaera. W końcówce pierwszej połowy coś się jednak ruszyło. Najpierw świetną kontrę wyprowadził Tiba, później Letniowski zagrał do Filipa Marchwińskiego, a ten zrobił wszystko rewelacyjnie aż do momentu oddania strzału. W doskonałej sytuacji uderzył bowiem za wysoko. Trzy minuty później Puchacz zagrał jednak do Tiby, ten wbiegł już w pole karne i sprytnym strzałem przy dalszym słupku zdobył pierwszego gola dla poznaniaków. Nie tylko w tym sparingu, ale... w całym roku. W drugiej połowie z graczy Lecha jakby zeszło ciśnienie. W 49. minucie po dośrodkowaniu Tiby z rzutu rożnego piłkę zagrał na dalszy słupek Gytkjaer, a Lubomir Szatka z bliska uderzył głową na 2-0. Wynik ustalił chwilę później z karnego Gytkjaer - jedenastka została podyktowana za faul na Marchwińskim, który skorzystał z dobrego podania od Puchacza i uciekł rywalowi. W samej końcówce lechici mogli zresztą zdobyć kolejne bramki, bo idealne sytuacje mieli Gytkjaer (sam na sam) oraz Letniowski (w ostatniej chwili przyblokowany). Bramkę zdobył za to młody rezerwowy napastnik Filip Szymczak, ale był na minimalnym spalonym. Gra Lecha przez ostatnią godzinę mogła się podobać i daje jego kibicom jakiś promyk nadziei na lepszą wiosnę. Zespół ten wymaga jednak wzmocnień kadrowych, bo aż strach pomyśleć, co będzie, jeśli ze składu wypadnie Tiba lub Gytkjaer. Andrzej Grupa Lech Poznań - NK Maribor 3-0 (1-0) Bramki: 1-0 Tiba (43.), 2-0 Szatka (49.), 3-0 Gytkjaer (55., z karnego). Lech: van der Hart - Kamiński, Rogne (46. Crnomarković), Szatka, Puchacz - Letniowski, Muhar, Tiba, Marchwiński, Moder - Gytkjaer (81. Szymczak). Zobacz wyniki, terminarz i tabelę PKO Ekstraklasy