Gdy Nawałka szykował zespół do kluczowych meczów w walce o czołową ósemkę, w mediach pojawiły się przecieki dotyczące pożegnania latem kilkunastu graczy "Kolejorza". Czterej z nich, m.in. Łukasz Trałka, mieli się o tym dowiedzieć w Opalenicy, podczas specjalnego zgrupowania zarządzonego przez Nawałkę. Dzień później "Głos Wielkopolski" poinformował, że zagrożona jest także posada samego Nawałki - i to już teraz, jeśli przegra w Kielcach. Okazało się, że szefowie Lecha do zdymisjonowania trenera nie potrzebowali nawet takiego pretekstu. Dziwny skład Faktyczny pretekst dał im sam Nawałka. W Kielcach wystawił bowiem dziwny skład - na boisku pojawił się Rafał Janicki, w miejsce najlepszego środkowego obrońcy Thomasa Rogne. Za zabezpieczenie środkowej strefy odpowiadali Maciej Gajos i Trałka, obok nich grał wyciągnięty z rezerw po kontuzji Mihai Radut. A przecież to wszystko są zawodnicy, z którymi Lech nie wiąże już żadnej przyszłości. Wyglądało to tak, jakby Nawałka chciał powiedzieć władzom Lecha: "Wy możecie podawać, kto latem odejdzie, ale teraz o składzie meczowym decyduję ja". Zarząd odpowiedział w niedzielę: "Na razie rządzimy tutaj my". I zwolnił trenera. Już przed tym spotkaniem Nawałka zapowiadał, że do współpracy potrzebne jest zadowolenie ze wspólnej pracy obu stron - tak zarządu, jak i jego. Tego od dawna brakowało, a szefowie Lecha wykorzystali fakt, że na odprawy dla sztabu Nawałki wydadzą teraz kilkaset tysięcy, a nie kilka milionów złotych, jak np. za pół roku. Całkowity niewypał Mecz w Kielcach był całkowitym niewypałem, choć Lech go nie przegrał. Słaba Korona nie potrafiła strzelić gola bardzo słabemu Lechowi, który miał problem z rozegraniem akcji na połowie rywala, a w całym spotkaniu oddał jedynie dwa niecelne uderzenia. Pytanie, czy piłkarze tak grali, bo inaczej nie potrafią, czy też inaczej nie chcą. Nie za tego trenera. Z trybun oglądali to szefowie Lecha i dyrektor sportowy Tomasz Rząsa. Tak grający Lech nie miałby szans na awans do czołowej ósemki, a przecież o tym przesądzą najbliższe spotkania z Pogonią (już w środę), liderem Lechią Gdańsk i Jagiellonią. "Kolejorza" poprowadzi w nich Dariusz Żuraw, który podciągnął drużynę jesienią, gdy przejął ją po Ivanie Djurdjeviciu. Wtedy zajęcia i plan na spotkania z Wisłą Płock i Jagiellonią chwalili sami piłkarze, którzy - jak można ocenić - znów wygrali starcie z kolejnym szkoleniowcem. Nawałka zrozumienia u piłkarzy nie miał. Żaden z nich oficjalnie nic złego nie powiedział, ale informacje o treningach przypominających zajęcia wychowania fizycznego w szkole wydostawały się na zewnątrz. "Praca u podstaw", którą zawsze stosował Nawałka, nie była dobrze odbierana, brakowało gry w piłkę. Wykłady taktyczne nie miały żadnego przełożenia na boisko, przygotowanie fizyczne kulało, ale zdumiewające jest to, że Nawałka niemal zupełnie odłączył młodych graczy! Odstawił większość młodych Gdy jesienią przejął Lecha, dał szansę Tymoteuszowi Klupsiowi, gola w debiucie zanotował Filip Marchwiński, zgłoszony został Jakub Kamiński, na boisku pojawił się Hubert Sobol. Tymczasem teraz do Kielc pojechali jedynie Robert Gumny i Kamil Jóźwiak, a to przecież reprezentanci polskiej młodzieżówki i obyci ligowcy. Reszta znalazła się w składzie rezerw Lecha na mecz trzeciej ligi z Sokołem Kleczew. Promowanie młodzieży miało być "znakiem jakości" Nawałki. Z wiosny w pamięci pozostanie jedynie odesłanie z boiska na ławkę Jóźwiaka w trakcie pierwszej połowy meczu w Legnicy, a chwilę później - aż do rezerw. Dziwne było to, że Nawałka nie chciał zimą wzmocnień - próbował oprzeć skład na tych samych wypalonych zawodnikach, którzy teraz na murawie się na niego wypięli. Zapłacił za to posadą, bo szefowie Lecha woleli zwolnić jego, a nie kilkunastu zawodników. Z nich zrezygnują dopiero latem. Nawałka jako trener Lecha poprowadził drużynę w 11 spotkaniach - pięć z nich wygrał, pięć przegrał, a ostatnie w Kielcach zremisował. To bilans słaby i będący porażką byłego selekcjonera. Na dodatek mogący znacznie utrudnić jego dalszą trenerską karierę. Z drugiej strony - to jeszcze większa porażka samego klubu, który po raz kolejny nie umiał znaleźć odpowiedniej osoby do prowadzenia zespołu, a przecież od kilku lat myli się też w ściąganiu piłkarzy z różnych stron Europy. Takie informacje dość długo pozostają w pamięci. Latem zeszłego roku klub zatrudnił Tomasza Rząsę w roli dyrektora sportowego, ale zmiany jakości w podejmowaniu decyzji nadal nie widać. Pytanie bowiem, o czym decyduje Rząsa, a o czym tzw. komitet transferowy, z udziałem prezesa Klimczaka i wiceprezesa Rutkowskiego. Bo nieszczęścia Lecha, porażki z Żalgirisem, Stjarnanem czy krajowe kompromitacje, łączy to, że miały miejsce po jesieni 2011 roku, czyli od momentu, gdy za pion sportowy w klubie odpowiada Piotr Rutkowski. Żaden trener w tym czasie nie zdołał wypełnić swojego kontraktu, a Lech może "poszczycić" się jedynie jednym tytułem mistrzowskim i kilkoma przegranymi finałami Pucharu Polski. Jeśli w kwestii zarządzania pionem sportowym nic się nie zmieni, żaden szkoleniowiec, choćby z najwyższej półki, nie uratuje tego klubu. Andrzej Grupa <a href="https://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa-2018-2019,cid,3" target="_blank">Ekstraklasa: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy</a>