- Wyobraźmy sobie, jaka atmosfera byłaby na stadionie, gdybyśmy wygrali z Belenenses - tak mówił w środę Jan Urban. Wyobrazić sobie można to łatwo - 40 tysięcy kibiców dopingujących Lecha, który grałby z zespołem pewnym już awansu. FC Basel zapewniło go sobie dwa tygodnie temu, po remisie na stadionie św. Jakuba z Fiorentiną (2-2). Lech miałby sprawy w swoich rękach, do promocji - obok Szwajcarów - wystarczyłoby mu choćby skromne zwycięstwo w Portugalii. Tak się jednak nie stało, a wielu kibiców uważało, że Urban sam zmniejszył szanse, bo podstawowych zawodników ofensywnych bardzo długo trzymał na ławce rezerwowych, oszczędzając ich na ligowy mecz z Lechią Gdańsk. - Trudno powiedzieć, co by się stało. Myśleliśmy o obu tych spotkaniach, nie mieliśmy gwarancji, że grając takim składem wygramy i tu i tu. Jakieś decyzje trzeba było podjąć, podjąłem takie i wyszło jak wyszło. Po głowie jednak wciąż chodzi, że gdyby tam w Portugalii wynik był lepszy, to w czwartek mielibyśmy piłkarskie święto - mówił Urban. Aby zająć drugie miejsce w grupie Lech musi pokonać FC Basel, ale jednocześnie Fiorentina musiałaby na swoim stadionie przegrać z Belenenses Lizbona. Ten drugi warunek wydaje się nierealny, choć z drugiej strony Włosi oba wcześniejsze mecze grupowe w roli gospodarza przegrali. Za to pokonanie FC Basel nie jest czymś z gatunku science-fiction, choć mistrz Szwajcarii już trzykrotnie w tym roku ograł "Kolejorza". - Trzeba znaleźć jakiś sposób. Ze swojej strony musimy zrobić wszystko jak należy, gramy przeciwko drużynie, która ma już zapewniony awans, determinacja powinna być więc po naszej stronie. Nawet jeśli mamy się pożegnać z Ligą Europejską, to zróbmy to dobrze, z honorem - twierdzi Urban. Sytuację powinien ułatwić fakt, że FC Basel zagra w Poznaniu mocno osłabione. Za żółte kartki pauzują austriacki napastnik Marc Janko oraz stoper reprezentacji Czech Marek Suchy, dodatkowo kontuzjowani są: Philipp Degen, Daniel Koegh, Iwan Iwanow oraz Manuel Akanji. Na dodatek ze składu wypadł też czeski bramkarz Tomas Vaclik. - To mają tak jak my, też zagramy bez kilku podstawowych. Z tyłu nie mamy bramkarza Gostomskiego, chory jest Dudka, kontuzjowany Kebba Ceesay. Zostało pięciu obrońców i musimy sobie z tym radzić, a w niedzielę mamy ważny mecz ligowy. Do tego nie mogą grać Lovrencsics oraz Robak, narzeka także Thomalla. Chcemy wyjść z tej grupy z twarzą, kto wie, może szczęście będzie po naszej stronie - mówi Urban i przypomina, że cztery lata temu w podobnej sytuacji właśnie szczęście dopisało krakowskiej Wiśle. - Jak Kaziu Moskal przejął Wisłę, to wygrali swój ostatni mecz i na boisku czekali na wynik z innego stadionu. A tam wszystko potoczyło się po ich myśli i awansowali do kolejnej rundy. Wszystko może się więc zdarzyć - uważa Urban. Wtedy bowiem Wisła pokonała przy Reymonta pewne już pierwszego miejsce Twente Enschede 2-1, zaś potrzebujący zwycięstwa Fulham FC zaledwie zremisował w Londynie z ostatnim w tabeli Odense BK 2-2, tracąc gola w doliczonym czasie. Kto wie, być może historia się powtórzy? Początek meczu Lecha z FC Basel w czwartek o godz. 21.05. Andrzej Grupa <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/le-lech-poznan-fc-basel,4335" target="_blank">Zapraszamy na relację na żywo z meczu Lech Poznań - FC Basel!</a> <a href="http://m.interia.pl/na-zywo/relacja/le-lech-poznan-fc-basel,id,4335" target="_blank">Relację można również śledzić na urządzeniach mobilnych</a>