Chorwat był wyraźnie strapiony, bo jego drużynie przytrafił się drugi słaby mecz z rzędu. Ze Szczecina Lech przywiózł punkt po remisie 0-0, z Koroną poznaniacy szczęśliwie wygrali 1-0, a rywale zmarnowali rzut karny. Teraz Lech zdobył bramkę po rzucie rożnym, a ostatniego gola z gry strzelił blisko miesiąc temu w Niecieczy. Dlaczego więc praca na treningach, o której często wspomina Bjelica, nie przynosi efektów? - Nie wiem, nie znam odpowiedzi na to pytanie. Może jak jeszcze raz spokojnie obejrzę to spotkanie, to znajdę odpowiedź. Wygraliśmy 1-0, ale wszystko co robiliśmy przez pierwsze 20 minut meczu było zaprzeczeniem naszej pracy na treningach. Było dokładnie odwrotnie od tego, co chcemy robić. To nie były nasze automatyzmy. Byliśmy nerwowi, nie graliśmy w piłkę. Musimy więc dalej pracować, bo nie takiego Lecha chcę prowadzić - mówił Bjelica. Problem Lecha polega na tym, że bardzo męczy się w ataku pozycyjnym, a i kontrataki kuleją. W spotkaniu z Koroną lechici aż 24 razy wychodzili z własnej połowy z szybkimi akcjami - żadna z nich nie zakończyła się strzałem. - W drugiej połowie mieliśmy sytuacje, gdy trzeba było lepiej kontrować. Byli na boisku Makuszewski, Szitum czy Barkroeth, wszyscy bardzo szybcy. To trzeba wykorzystać! Nie wiem, skąd się wzięły nerwy, niedokładność. Trzeba grać spokojniej, mieć więcej zaufania do siebie, a tego brakowało. Mamy mały kryzys w grze, ale wróci teraz Darko Jevtić, będzie lepszy Radek Majewski, który przez 10 dni nie trenował. Dzisiaj tej dobrej gry brakowało - mówił Bjelica. Zawiódł też Vernon de Marco, który miał zastąpić na lewej obronie kontuzjowanego Wołodymyra Kostewycza. Bardzo rzadko włączał się do akcji ofensywnych, spowodował w głupi sposób rzut karny dla rywali. - Musi to poprawić. Już w meczu z Pogonią miał dwie, trzy sytuacje, w których bardzo ryzykował. Tak jak dzisiaj. Mówiłem mu o tym, ale jak są emocje na boisku, to może się przytrafić błąd. On nie ma takich umiejętności jak Kostewycz, ale w defensywie może pomóc drużynie. W pierwszej połowie mogliśmy grać więcej po tej jego lewej stronie, bo zostawał sam. Za mało było w ogóle gry w piłkę - twierdził Bjelica. Chorwat pochwalił jedynie kibiców Lecha, choć dym z rozpalonych przez nich rac trzykrotnie powodował, że sędzia Daniel Stefański odsyłał zawodników w okolice ławek rezerwowych i czekał na możliwość wznowienia gry.- Kibice byli najlepsi. To, co zrobili, było spektakularne, fantastyczne. Dopingowali nas niesamowicie, a drużyna nie zasłużyła dziś na taki doping, który dostała. Chciałem zadedykować to zwycięstwo kibicom, bo dziś byli na wyższym poziomie niż my byliśmy - zakończył Bjelica. Andrzej Grupa