Jeśli "Kolejorz" zdoła wyeliminować Sporting Braga, to być może w nagrodę zmierzy się ze słynnym Liverpoolem. Piłkarze Lecha doskonale wiedzą, o co grają. Niektórzy, jak Jakub Wilk, otwarcie przyznają, że perspektywa gry na Anfield Road jest bardzo kusząca. Inni, jak Ivan Djurdjević, utrzymują, że to nieistotne, a liczy się tylko Braga. Ile w tym prawdy, trudno powiedzieć, aczkolwiek każdy z piłkarzy zapewne wie, przed jaką szansą stanął ich klub. Djurdjević zapewnia: - Nie jesteśmy już takim zespołem, jak dwa lata temu, gdy pierwszy raz zagraliśmy w grupie Pucharu UEFA. Wtedy byliśmy jak dziecko w cyrku, które patrzy się dookoła i wszystko je ciekawi. Teraz staliśmy się drużyną, która żyje najbliższym momentem, a nie myśli o tym, że zagra ze Spartą Praga czy Liverpoolem. Najważniejsze to przejść dalej i znów ten klub wpisać do historii - twierdzi serbski pomocnik Lecha. Jeszcze nigdy polski klub nie wyeliminował z pucharów rywala z Portugalii, choć takich rywalizacji było już siedem. Ostatnio sztuki tej próbowała krakowska Wisła, gdy w 4,5 roku temu w Pucharze UEFA zmierzyła się z Vitorią Guimaraes. Szanse ówczesnego mistrza Polski też były oceniane wysoko, to Wisła była rozstawiona w losowaniu. Tymczasem Vitoria bez trudu wygrała 3-0 i 1-0 i awansowała dalej. Lech Poznań ma szansę zostać pierwszym od 20 lat polskim klubem, który wygra wiosenną rywalizację w europejskich pucharach. W marcu 1991 roku udało się to Legii Warszawa po pamiętnych bojach z Sampdorią Genua - w nagrodę zagrała w półfinale z Manchesterem United (na Old Trafford zremisowała 1-1). Później tej sztuki próbowały: Legia (w Lidze Mistrzów z Panathinaikosem), Wisła (z Lazio Rzym w Pucharze UEFA), Dyskobolia Grodzisk (w Pucharze UEFA z Girondins Bordeaux) i wreszcie Lech (dwa lata temu z Udinese Calcio w Pucharze UEFA). Bilans tych starć: żadnego awansu, trzy remisy i pięć porażek. W grudniowym losowaniu w Nyonie Lech trafił bardzo dobrze. Owszem, wpadł na silny klub z Portugalii, ale nie jest to rywal pokroju Liverpoolu, Ajaksu Amsterdam, Villarrealu czy wielkich potęg ze Wschodu: Zenitu St. Petersburg, CSKA Moskwa, Spartaka Moskwa lub Dynama Kijów. Sporting Braga to klub stojący w cieniu uznanych firm z Portugalii - FC Porto, Sportingu czy Benfiki Lizbona. Nigdy nie był mistrzem kraju, tylko raz zdobył puchar. Gdy któryś z piłkarzy zdoła się w nim wybić, zaraz podkupuje go jeden z trójki mocarzy. Z drugiej jednak strony to klub, który potrafi spłatać figla silniejszym drużynom. W kwalifikacjach do Ligi Mistrzów wyeliminował Celtic Glasgow i FC Sevilla. Później - już w fazie grupowej najważniejszych europejskich rozgrywek - dwukrotnie pokonał Partizana Belgrad, a w Bradze ograł Arsenal. Z drugiej strony - na Emirates Stadium było aż 6-0 dla klubu z Londynu, a Szachtar Donieck też dwukrotnie łatwo ograł wicemistrza Portugalii. - To zespół nieobliczalny, nie stara się grać na remis. Mocną stroną Bragi jest ofensywa, ale nic w tym dziwnego, skoro trener Domingos Paciencia był świetnym napastnikiem - mówił po losowaniu INTERIA.PL Andrzej Juskowiak, wtedy członek sztabu szkoleniowego Lecha i były zawodnik Sportingu Lizbona. W składzie Sportingu Braga ciężko dopatrzyć się wielkich nazwisk. Kibice mogą zapamiętać Hugo Vianę - grał przecież na dwóch mundialach w reprezentacji Portugalii, a w Lidze Mistrzów w barwach Newcastle United i Valencii. Jest też nigeryjski obrońca Uwa Echiejile, który zagrał w meczach z Grecją i Koreą Południową na mistrzostwach świata w RPA. Braga to jednak zespół bez wielkich gwiazd, mający za to w kadrze kilkunastu Brazylijczyków. Ich nie dotyczy bariera językowa, więc do Portugalii przylatują bardzo chętnie. Czego spodziewać się po grze Sportingu? Choćby tego, że nie będzie chciał zbyt odważnie atakować Lecha, ale gdy pojawi się możliwość wyjścia z kontratakiem, to pobiegnie kilku zawodników. Braga atakować umie, trener Domingos był kiedyś świetnym napastnikiem FC Porto i wpaja bezkompromisowy styl gry swoim piłkarzom. Lech stanie dziś przed wielką szansą zapewnienia sobie dobrej pozycji wyjściowej przed rewanżem na słynnym stadionie położonym między skałami góry Monte Castro. Trener Jose Mari Bakero uważa jednak, że rywalizacja rozstrzygnie się dopiero w Portugalii. Szkoda tylko, że w Lechu są problemy z kontuzjami piłkarzy - na pewno nie zagrają dwa reprezentanci Polski (pomocnik Tomasz Bandrowski i obrońca Grzegorz Wojtkowiak), niepewny jest występ Serba Dimitrije Injaca. Piłkarz w środę trenował, ale sam mówił, że noga go jeszcze boli. Prawdopodobnie więc usiądzie na ławce rezerwowych, a Bakero wystawi na pozycji defensywnego pomocnika obok Ivana Djurdjevicia kogoś z tercetu: Siergiej Kriwiec, Hubert Wołąkiewicz, Marcin Kamiński. Skład Lecha będzie więc wyglądał zapewne tak: Kotorowski - Kikut, Bosacki, Arboleda, Gancarczyk - Kriwiec, Djurdjević - Wilk, Stilić, Ślusarski - Rudnevs. INTERIA.PL zaprasza na relację na żywo - początek spotkania o godz. 19