Jesienią Lech nie miał klasycznego środkowego napastnika, bo Marcin Robak przez większość czasu leczył kontuzję, a Denis Thomalla okazał się transferowym niewypałem. Z konieczności w ataku występował Kasper Hamalainen, strzelił nawet w lidze osiem bramek, ale w grudniu skończył mu się kontrakt. Przeniósł się ostatecznie do warszawskiej Legii, a "Kolejorz" zaczął szukać inne piłkarza, który wypełniłby lukę w ataku. Nie udało mu się ściągnąć z HSV Artjomsa Rudnevsa, wypożyczyć z Carpi Kamila Wilczka, ale nawet wykupić z Ruchu Chorzów Mariusza Stępińskiego. Ostatecznie wybór padł na obieżyświata i skandalistę Nickiego Bille Nielsena. Duńczyk dołączył do drużyny już podczas zgrupowania w Hiszpanii, rozegrał 45 minut w sparingu z chińskim Jiangsu Suning oraz niecałe pół godziny przeciwko Slavii Praga. W tym drugim pojedynku doznał kontuzji mięśnia przywodziciela, która prawdopodobnie wykluczy go z zajęć do końca hiszpańskiego zgrupowania. - Przez kolejne dni będziemy obserwować, jak poważna jest to kontuzja. Jeśli dolegliwości nie miną, to po powrocie do Poznania zrobimy badania by ocenić, czy doszło do naderwania bądź naciągnięcia mięśnia - mówił na klubowej stronie Lecha dr Paweł Cybulski. Jeśli diagnoza o naderwaniu by się potwierdziła, oznaczałoby to minimum kilkanaście dni przerwy, a swój pierwszy mecz ligowy w tym roku Lech ma już za niespełna dwa tygodnie (14 lutego) z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza. We wtorkowych zajęciach nie wzięli udziału także: Vladimir Volkov, Łukasz Trałka oraz Sisi. Urazy całej trójki są efektem ostrej gry w sparingu ze Slavią Praga, ale to nic groźnego. W środę przeciwko FK Krasnodar nie zagrają, podobnie zresztą jak Darko Jevtić, który po urazie stawu skokowego trenuje indywidualnie. Andrzej Grupa